Recenzja: Anna Jantar – „Anna Jantar” (reedycja)

Reedycja ostatniego longplaya, który nagrała Anna Jantar, budzi mieszane uczucia. Z jednej strony dostajemy bogaty przekrój nagrań tej niezapomnianej piosenkarki, z drugiej – strona techniczna zebranego materiału pozostawia wiele do życzenia…

Szkoda, ponieważ jest to płyta szczególna. Płyta, która wyraźnie pokazuje, że ta popowa i „grzeczna” piosenkarka miała ambicje śpiewać „ostrzejsze” piosenki. Stąd też obecność Budki Suflera i Perfectu – zespołów, które odpowiednio w 1980 r. i 1981 r. zyskały miano najpopularniejszych grup muzycznych w Polsce. Album ukazał się już po jej niespodziewanej śmierci w katastrofie lotniczej z 14 marca 1980 r. i z miejsca stał się bestsellerem. Czy to strata powszechnie uwielbianej gwiazdy napędziła jego sprzedaż?

Niekoniecznie. Część utworów cieszyła się ogromną popularnością jeszcze za życia Anny, wspominając tylko sztandarowe „Nic nie może wiecznie trwać” (przebój roku 1979) czy „Moje jedyne marzenie” (znane szerzej jako „Przetańczyć z tobą chcę całą noc”).

Te dwie, właściwie skrajnie stylistycznie piosenki, to zapowiedź sporej dawki repertuarowej różnorodności autorstwa kompozytorów tej miary co: Romuald Lipko, Zbigniew Hołdys, Dariusz Kozakiewicz, Zbigniew Piszczek, Antoni Kopff, i oczywiście Jarosław Kukulski (męża piosenkarki). Album łączy w sobie bowiem elementy muzyki disco, klasycznego popu, synth popu czy rock and rolla. Każdy może więc znaleźć tu coś dla siebie, choć z drugiej strony – nie wszyscy będą zachwyceni tym bogactwem.

Zacznijmy od dynamicznych „My Baby Waits For Rainy Days i „Gdzie są dzisiaj tamci ludzie” – to w końcu disco w najczystszej postaci, które w 1979 r. (a więc w momencie nagrywania materiału na longplay) przeżywało apogeum swojej popularności.

Tuż obok znajduje się ascetyczna, syntetyzatorowo – gitarowa „Wielka dama tańczy sama” z „eksplodującą” dramaturgią w refrenie. Blisko disco i początków polskiego synth – popu jest „Nic nie może wiecznie trwać”. Automat perkusyjny, jednostajny beat oraz wpleciony w całość kwartet smyczkowy porywa do tańca, choć sama warstwa liryczna skłania do zgoła odmiennych reakcji. Warto w tym miejscu wspomnieć, że kompozycja autorstwa Romualda Lipko nie przysporzyła Annie sympatii wśród koleżanek po fachu. Powód okazał się być szalenie oczywisty, przyziemny i (niestety) bardzo ludzki – zazdrość. Po prostu w momencie radiowej premiery utworu w marcu 1979 r. nie było tak nowoczesnych polskich piosenek maintream’owych.

Zresztą inne wcale nie pozostawały w tyle.

Rock and rollowe „Tak dobrze mi w białym”, autorstwa Dariusza Kozakiewicza z zespołu Perfect, pełne jest gitarowych zagrań, z którymi dobrze komponuje się przetworzony głos wokalistki, a trochę mniej – dosyć infantylny tekst. Co zresztą można wytknąć zbliżonemu w charakterze „Nie ma piwa w niebie”.

Osobne miejsce należy się duetom – spokojnej, nieco ubogiej aranżacyjnie balladzie „Ktoś między nami” wykonywanej z TYM Zbigniewem Hołdysem. Ortodoksyjny rockman i królowa popu? Połączenie ryzykowne, ale udane. Z kolei „Pozwolił nam los” to niezwykle chwytliwy przebój, który Anna Jantar nagrała wspólnie z Bogusławem Mecem. Nawiasem mówiąc, był to ostatni utwór, który trafił na antenę radiową jeszcze za jej życia. Po katastrofie samolotowej wstrzymano jego emisję.

W ten nurt wpisuje się piosenka „Moje jedyne marzenie” – dobrze zaaranżowana i z ładną harmonią, pomyślana jako odpowiednik amerykańskich popowych standardów. Klasyka gatunku, którą wprowadziły pod strzechy różnej maści zespoły weselne…

Nadal świeżo brzmi „Spocząć” (nieśmiało przypominające pierwsze dokonania „właściwego” Perfectu) – kompozycja Hołdysa, robiącego w piosence tzw. „drugi głos”. Piosenka trafiła na 2. miejsce listy przebojów pr. I Polskiego Radia blisko 2 lata po nagraniu!

W 1982 r. jeszcze większy sukces odniósł utwór „Do zony wróć”, do którego słowa napisał nie kto inny, tylko Wojciech Mann (ukrywający się pod pseudonimem Ewa Kolon). Ciekawostką jest to, że Anna Jantar, tuż przed wylotem na tournée do USA, zarejestrowała wokal do piosenki na prawie pustej ścieżce dźwiękowej. Życie dopisało tu tragiczny epilog – dogrywanie podkładu zakończyło się w momencie, kiedy piosenkarki nie było już wśród żywych… Jeśli miałbym wskazać piosenkę z płyty, po której najbardziej słychać upływ czasu, to byłaby to właśnie „Do żony wróć”. Hojnie użyty syntetyzator oraz gitarowe riffy trącą już myszką.

Longplay – w ciągu 4 lat obecności na rynku – znalazł przeszło 192 tys. odbiorców, przynosząc piosenkarce pierwszą pośmiertną Złotą Płytę. Imponująco przedstawia się liczba zawartych na nim numerów 1. Tego tytułu „dorobiło się” łącznie 7 piosenek („Nic nie może wiecznie trwać”, „Tak dobrze mi w białym”, „Moje jedyne marzenie” – wszystkie w 1979 r. „Pozwolił nam los”, „Wielka dama tańczy sama” – obie w 1980 r. „Do żony wróć” – w 1982 r., a „Ktoś między nami” – w 2015 r.). Z kolei 2 utwory („Gdzie są dzisiaj tamci ludzie” w 1979 r. i „Spocząć” w 1981 r.) dotarły do 2. miejsca list przebojów.

Szkoda, że tak znacząca płyta nie doczekała się porządnego masteringu. Piosenki zostały bowiem zgrane z… płyty winylowej, na dodatek nadszarpniętej „zębem czasu”… Trzaski przetworzone cyfrowo? Owszem. Być może kolejna reedycja krążka zostanie przygotowana w oparciu o taśmy – matki „nim taśmy zmienią się w proch, zanim plastik się rozsypie w pył” jak śpiewała Anna Jantar w „Spocząć”.

Napisz komentarz

Adres e-mail nie będzie opublikowany i widoczny

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.