Na początku lat 80. Beata Kozidrak zastanawiała się: „Co mi Panie dasz?”, przekonywała, że „Nie ma wody na pustyni” i rozpalała wyobraźnię, zapewniając: „Józek, nie daruję ci tej nocy!”. Te nagrania znalazły się na debiutanckim longplayu zespołu BAJM. Krążek z miejsca stał się bestsellerem, a nowe muzyczne oblicze grupy znanej dotychczas z osadzonej w harcerskim klimacie piosenki „Piechotą do lata” – faktem. Kolejna płyta – „Martwa woda” nagrana w 1984 r. stanowi dosyć odważne zerwanie ze – zdawałoby się uformowanym – stylem zespołu.
Utwory, które trafiły na album, mają zdecydowanie mniejszy potencjał komercyjny (to dosyć odważne posunięcie!), co widać po ich pozycjach na ówczesnych listach przebojów.
„Piramidy na niby” zajęły, co prawda, 1. miejsce w głosowaniu czytelników tygodnika „Panorama” i 5. na liście przebojów pr. I Polskiego Radia, ale piosenka „Ucz się, ucz” poradziła sobie już gorzej, docierając do 8. lokaty w „Panoramie” i 10. w „Jedynce”. Z kolei „Małpa i ja” uplasowała się na niezłym, 5. miejscu u Marka Niedźwieckiego w „Trójce” i nieco rozczarowującym, 10. w „Jedynce”. „Diabelski krąg” dotarł do 2. pozycji w „Jedynce” i tylko do 17. w „Trójce”.
Myślę, że ten szybki przekrój przez listy przebojów daje nam ogląd, z jakim zainteresowaniem wśród słuchaczy spotkały się piosenki z „Martwej wody”. Musimy jednak pamiętać, że nie przesądzają one o ich walorach, a BAJM nie musi się ich wstydzić.
Album zaskakuje surowym, gitarowym brzmieniem i niezwykle oryginalnymi wokalizami Beaty Kozidrak (zwłaszcza w „utworach „W klatce lwa”, „Piramidy na niby”), które niekoniecznie zachęcą wszystkich do poznania jego zawartości.
Na pierwszy plan wysuwa się fantastyczna, wręcz monumentalna, „Małpa i ja”, w której podmiot liryczny zmaga się ze swoimi paranoidalnymi demonami (małpami?). Popada przy tym w ze skrajności w skrajność („Jestem Bóg wie kim albo nikim bez żadnego wyrazu”), a jedynym (pozornie) bezpiecznym towarzyszem jest doskonale znany wewnętrzny głos, który w końcowej części utworu doprowadza go na skraj szaleństwa…
„W klatce lwa” zaskakuje dziwnym porównaniem („Krew w nas gotuje się jak barszcz”) i nietypowym obrazowaniem ówczesnej rzeczywistości („Niedźwiedzie płaczą, kangury skaczą”). Takich nieoczywistych odniesień jest zresztą znacznie więcej, np. w „Piramidach na niby”. Owe „piramidy” mogą być traktowane jako wykreowany przez ówczesną władzę mit dobrobytu („Żeby nie zabrakło już powszedniego chleba”) i usilną próbę jego utrzymania w drodze indoktrynacji.
Nieco „lżejszy” utwór „Czaruj mnie” przypomina mi jedno z pierwszych nagrań Urszuli – „Bogowie i demony” z 1982 r. Tekst traktuje o utrzymywaniu atmosfery strachu („Wierzę wtedy, kiedy boję się”) oraz inwigilacji („Myślisz, że o mnie wszystko już wiesz”). Ten motyw – już w zdecydowanie jednoznaczny sposób – pojawia się również w utworze „Ściany mają uszy, uszy znakomite”. Z kolei o politycznej obłudzie i hipokryzji traktuje „Martwa woda”. Chwilę oddechu od marazmu codzienności lat 80. znajdujemy w „Diabelskim kręgu”.
Świetny popis aktorskich możliwości Beaty Kozidrak możemy usłyszeć w „Ucz się, ucz”, w którym wokalistka doskonale moduluje głos, hiperbolizując krzyki tłumu przekonującego jednostkę do stania się wiernym wyznawcą ich idei („Mówili, że masz twardy łeb jak stal, że będziesz chlubą naszych przyszłych lat”).
Cóż, BAJM z pewnością sprawił swoim fanom niespodziankę, nagrywając album silnie nacechowany treściami antypolitycznymi. Muszę przyznać, że nasycenie wrażeniami na minutę osiąga tutaj bardzo wysoki poziom. W zasadzie każdy utwór pozostawia po sobie niezatarte wrażenie, czego nie można powiedzieć o najnowszym singlu grupy – „My”, który jest bezbarwnym, radiowym tworem. To truizm, ale pod względem muzycznym lata 80. były jednak ciekawsze… Czy dlatego, że było wówczas trudniej?