Recenzja: Margaret – Monkey Business

Moda na ściganie się z Zachodem wciąż trwa. Kto jest coraz bliżej mety, by osiągnąć międzynarodowy sukces? Może ten zaszczyt przypadnie Margaret?

Nie do końca jestem przekonany… Najnowszy album artystki nie ma nic w sobie szczególnego, proste banalne teksty, do tego klubowe rytmy- na szczęście wpadające w ucho. To przepis na hit dyskoteki, gdzie w większości ludzie nie zapamiętają utworu, bo będą pląsali na parkiecie, nie skupiając się na niczym innym. Najciekawsze jest to, że płyta jest różnorodna! Nie znajdziemy tak podobnych do siebie kawałków, każdy jest inny, unikalny w swoim własnym stylu. Większość utworów na płycie to anglojęzyczne numery. Jeden, może dwa utwory są po polsku. „Nie chcę” i „Byle jak” to prawdopodobnie tylko przypomnienie, skąd pochodzi artystka.

Nie mogę niestety napisać, że nowa płyta to objawienie, bo już od jakiegoś czasu Margaret idzie swoją ścieżką artystyczna i nie ma ochoty z niej schodzić. Bardzo dobrze, że znalazła własny kierunek, którym chce podążać, wie doskonale czego chce w muzyce.

„Monkey Business”  nie jest idealnym albumem. Co prawda Artystka pokazała, że idzie do przodu i chce osiągnąć sukces nie tylko na naszym podwórku, ale marzy jej się miedzynarodową sława, jednakże wydaje mi się, że stać ją na jeszcze więcej. Margaret ma wysokie ambicje, dlatego czasami kłuje w oczy wszechobecny kicz i problem z jakością wokalu podczas występów na żywo. Jeśli artystce uda się podciągnąć w wymienionych kwestiach- wróżę jej naprawdę oszałamiającą karierę.

Ocena 3/6

Napisz komentarz

Adres e-mail nie będzie opublikowany i widoczny

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.