Recenzja: Transsexdisco – Surreal

Słuchacze wychowani na dźwiękach muzyki rockowej, punk-rockowej i ska z lat 90 i następnych, włączając tę płytę z pewnością poczują odmłodzenie, swoisty powrót do lat „młodzieńczych”.

Transsexdisco to zespół pochodzący z Olsztyna, grający, jak sami mówią: rock, ale wpadający często w delikatny punk-rock – skoczny, radosny i buntowniczy.

Słowotwórstwo Damiana Lange, który jest jednocześnie wokalistą zespołu i gitarzystą, jest wyjątkowo trafione, wpadające w ucho, pamiętliwe i zaczepne. Zaczepne na tyle, że z każdym kolejnym odsłuchem, mamy nową interpretacje słów śpiewanych, z każdym naszym nastrojem, podczas odsłuchu, dostrzegamy coś innego, co zmusza do zastanowienia się, jaka jest faktycznie interpretacja słów, założenie twórcy. Teksty przepełnione metaforami są ostatnio rzadkością wśród artystów, ale na szczęście poezja śpiewana jeszcze nie umarła dzięki Transsexdisco.

Gdy został opublikowany pierwszy singiel, można było wyczuć, że nie mamy do czynienia z zespołem, który wszedł na rynek muzyczny aby troszkę nam namieszać w głowie i zniknąć w czeluściach show-biznesu. Album, który mamy teraz w rękach trafia między kultowe kapele: Hurt, Happysad czy chociażby Koniec Świata.

Album „Surreal” olsztyńskiego zespołu można zaszufladkować do płyt oldschoolowych. Słyszymy wydobywające się dość oszczędne  riffy gitar, punkowa perkusja – brzmiąca surowo i czasem nawet garażowo, świetne dobrana elektronika, przeszywająca, ale nie mecząca słuchacza, natomiast wokal niski, pełny i czasem szorstki. Płyta jest opatrzona w skoczne, wpadające w ucho melodie.

Mam wrażenie, że muzycy oprócz ciężkiej pracy włożonej w powstanie płyty świetnie się bawili przy tworzeniu piosenek. Bo każdy utwór zaskakuje dźwiękami i świetnym tekstem. Album jest dojrzały, inteligentny i energetyczny. 

W tym rockowym pulsowaniu, pełnym życia i podskórnych sprzecznych emocji, burzy w mózgu i czasem zwarcia, które nam towarzyszy przy słuchaniu, posiadające zarazem dużo optymizmu, generuje wiele nostalgii i nie pozostawia obojętnym do zespołu. Niby te patenty brzmiały tu, czy tam, w polskim post-punku, czy jak co bardziej wrażliwi mówią po prostu rocku, ale Transsexdisco posiadł swój patent, który mówi po sekundzie obcowania z ich dźwiękami, że warto zatrzymać się na chwilę i posłuchać, co mają nam do opowiedzenia muzycy z krainy tysiąca jezior.

Tę płytę warto mieć w swojej kolekcji, warto na nią wydać pieniądze, warto jej słuchać, wracać do niej i na nowo odkrywać w niej kolejne zaskakujące dźwięki i słowa. Wyborne wydawnictwo, polecam je wszystkim – zarówno znającym twórczość Transsexdisco, jak i poszukującym nowych brzmień.

Ocena: 4.5 / 6

Napisz komentarz

Adres e-mail nie będzie opublikowany i widoczny

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.