Recenzja Blue Beetle – Pierwszy meksykański superbohater w DC

Recenzja Blue Beetle – Pierwszy meksykański superbohater w DC

Panie i Panowie, przed państwem Blue Beetle, pierwszy meksykański superbohater w kinowym uniwersum DC! Jaime Reyes, świeżo upieczony absolwent college’u, pełen nadziei na przyszłość, wraca do rodzinnego domu, z gotowymi planami na życie. Jednak po powrocie do domu zauważa, że wszystko wygląda inaczej niż pamiętał. Zdezorientowany poszukuje swojego życiowego celu, kiedy nagle interweniuje los. Jaime przypadkowo natrafia na tajemniczy artefakt – starożytny przedmiot obcej biotechnologii. Skarabeusz wybiera Jaimego jako swojego nowego nosiciela. W wyniku tego niezwykłego zrządzenia losu, chłopak otrzymuje zdumiewającą zbroję, która obdarza go niespotykaną mocą i nieprzewidywalnymi zdolnościami. Ta przeobrażająca zbroja zmienia jego życie na zawsze, a Jaime staje się nowym superbohaterem – Blue Beetlem.

Nowy superbohater w DC

Film „Blue Beetle” to kolejne dzieło z uniwersum DC, które przynosi zarówno radość, jak i rozczarowanie. Opowieść o młodym absolwencie college’u, który staje się superbohaterem dzięki tajemniczemu artefaktowi, ma wiele ciekawych momentów i dynamicznych scen, typowych dla tego gatunku filmowego. Humor, choć czasami przerysowany, wpisuje się w charakter produkcji i sprawia, że oglądającemu trudno się nudzić. Pierwsze skrzypce gra tutaj rodzinka głównego bohatera, nie da się ich nie pokochać.

Maridueña: od Cobra Kai do Blue Beetle

Jednym z najjaśniejszych punktów tego dzieła jest rola Xolo Maridueñy, który wciela się w głównego bohatera, Jaimego Reyesa. Maridueña, znany z roli w „Cobra Kai”, bez wątpienia wyróżnia się w tej produkcji. Jego charyzma, sympatyczność i naturalność sprawiają, że po prostu chce się go oglądać. To właśnie w nim tkwi największa siła filmu. Na pozytywną ocenę zasługuje też CGI użyte w filmie. Nie jest najlepsze, co to to nie, ale na tle innych superbohaterskich produkcji z ostatnich lat wypada nadzwyczaj dobrze. Efekty dodają niezbędnego w tym gatunku rozmachu, co w połączeniu z bardzo dobrze skonstruowaną choreografią walk tworzy kompleksowy spektakl wizualny.

Walka ze schematycznym scenariuszem

Niestety, mimo wielu pozytywnych aspektów film ma też wiele wad. Przede wszystkim główni przeciwnicy wydają się być skonstruowani jedynie po to, by istnieli. Scenariusz w tej kwestii prezentuje się niezwykle leniwie. Brakuje im porządnej motywacji, co wpływa na ich wiarygodność jako antagonistów. Nawet próba uczłowieczenia jednego z nich w końcówce filmu nie wystarcza, by nawiązać jakąkolwiek realną relację z widzem. Sama historia także nie porywa. Jest to typowe origin story, jakich widzieliśmy już wiele na przestrzeni lat. Szkielet narracji jest dokładnie taki jak można by się spodziewać po tym gatunku, twórcy poszli tu na kompletną łatwiznę. Wielkim problemem tego typu filmów jest ich schematyczność, która może prowadzić do przewidywalności i braku zaskoczenia dla widza. „Blue Beetle” niestety nie unika tej pułapki.

 

Perspektywy na przyszłość

„Blue Beetle” to film, który wprowadza nowego, meksykańskiego bohatera do uniwersum superbohaterów DC. Choć ma swoje niedoskonałości (leniwy scenariusz!), to równocześnie kieruje się w ciekawym kierunku. Maridueña imponuje jako główna postać, walki są widowiskowe dzięki udanej choreografii, a efekty wizualne są na akceptowalnym poziomie. „Blue Beetle” może stanowić solidne fundamenty dla przyszłych projektów, w których nowy superbohater mógłby się rozwijać i zapewnić widzom kolejne emocjonujące przygody. Tym bardziej, że James Gunn, ojciec „Strażników Galaktyki”, czy fantastycznego „Peacemakera”, a od niedawna współzarządzający studiem DC, dostrzega potencjał drzemiący w tej postaci i widzi ją w kolejnych produkcjach.

Blue BeetleDCDCEUrecenzjarecenzja filmu
Komentarze (0)
Dodaj komentarz