Recenzja: Daniel Bloom – Lovely Fear

Zainteresowałem się muzyką tego Artysty podczas festiwalu  Marii Czubaszek w Polanicy-Zdrój, gdy Piotr Stelmach podczas swojej audycji zaprosił do namiotu prasowego Melę Koteluk i przeprowadził z nią na antenie wywiad.

Wtedy wszyscy zebrani wysłuchali utworu z płyty Booma „Katarakta”. Już pierwsze dźwięki tak mnie zauroczyły, że w tym momencie po prostu wiedziałem, że chcę przesłuchać cały album.

Na albumie  „Lovely Fear” znajduje się tylko osiem utworów, a każdy z nich jest inny, wyjątkowy i ciekawy, totalny misz-masz gatunkowy, ubrany w elektroniczną całość, rodem z początków lat 90-tych.

Muzykę Booma można było usłyszeć w filmach takich jak: „Wszystko co kocham”, „ Nieulotne” czy „Tulipany”.  Mimo, że Artysta nie jest debiutantem, to jego najnowsze wydawnictwo wydaje się otwarciem nowego rozdziału w karierze muzycznej.

O co dokładnie chodzi? Ten nowy rozdział wynika ze sposobu tworzenia muzyki- płyta nie zaskakuje tych, którzy znają twórczość Blooma.

Jednak na płycie mamy grono zaproszonych wspaniałych wokalistów, którzy mimo silnych osobowości nie przyćmiewają twórcy albumu.

Słuchając albumu, czasem mam wrażenie jakbym słuchał  Jean-Michel Jarre’a.

Płyta byłaby również doskonała bez wokalu lecz to właśnie opisywani wyżej goście nadają płycie ostateczny klimat.

A grono jest zacne: Mela Koteluk w singlowej „Katarakcie”, Gaba Kulka w spokojniejszej „How We Dissapear” (moje zaskoczenie roku), Iwona Skwarek z duetu Rebeka, Marsija z Loco Star, dwukrotnie pojawiający się Tomek Makowiecki.

Polecamy album „Lovely Fear”, po który warto sięgać przy każdej najmniejszej okazji!

Posłuchaj:

Napisz komentarz

Adres e-mail nie będzie opublikowany i widoczny

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.