[Recenzja Płyty] Yungblud- „Yungblud”

Niesamowita osobowość sceniczna. Charyzma. Wielkie serce. Empatia. O Yungbludzie można mówić wiele, i choć znajdą się tacy, który wynajdą jakieś przysłowiowe „ale”, jednego nie można mu zarzucić – artysta wie, jak stworzyć wokół siebie społeczność, która będzie jedną wielką rodziną.

2 września światło dzienne ujrzał trzeci album młodego Brytyjczyka, zatytułowany po prostu Yungblud. Harrison wielokrotnie podkreślał, że Yungblud to nie on sam i pracujący z nim muzycy, ale cała community, którą cechują wspólne wartości. Jest to bezpieczna przystań dla jednostek, które czują się niezrozumiałe, odepchnięte, inne, dziwne.

 

                     okładka albumu „Yungblud”, źródło: Empik

 

Przed premierą fani mieli okazję poznać aż 5 singli promujących wydawnictwo, z czego ostatni, Tissues został wydany dosłownie 3 dni wcześniej. Wsród 12 piosenek znalazło się miejsce dla The Funeral będącego zarazem pożegnaniem z czasami Weird! i pierwszą zapowiedzią nowej ery, niezwykle chwytliwego Memories, gdzie udzieliła się Willow Don’t Feel Like Feeling Sad Today czy The Emperor.

It’s okay not to be okay

The Funeral to najlepszy opener, jaki mogliśmy sobie wyobrazić. Catchy tytuł? – Jest. Energia? – Od samego początku. Pożegnanie z przeszłością w niezwykle oryginalnym stylu. Pożegnanie ze starym ja, ze starymi przyzwyczajeniami, nawykami. Jednocześnie pokazanie, że pojawiające się czasami złe myśli czy gorszy stan psychiczny są jak najbardziej w porządku. „It’s okay not to be okay”, jak to ktoś mądry kiedyś powiedział.

Tissues funduje nam od pierwszych dźwięków uśmiech na twarzy. Możemy usłyszeć tu sampel z jednego utworów The Cure (których Yungblud jest wielkim fanem) – Close To Me. Nie było to moje główne skojarzenie, jeśli chodzi o inspirację. Ja wyczuwam tutaj odrobinę eurowizyjnego klasyka Save All Your Kisses For Me od Brotherhood of Man. Choć warstwa tekstowa nie jest już taka wesoła, to przy tym kawałku po prostu nie da się nie tańczyć.  Po raz kolejny mamy tutaj do czynienia z tym, co każdy z nas zna – z odrzuceniem, niepewnością. No bo w końcu „everybody wants to feel love, everybody wants to feel adored”, jak śpiewa Dominic.

Voice of a generation

Memories absolutnie nie jest oczywistym, podanym wprost kawałkiem. Choć mogłoby się wydawać, że to prosta piosenka o miłości, rzeczywistość jest totalnie inna. Jest to nawiązanie do ostracyzmu i oceniania społecznego, a co za tym idzie do poczucia wykluczenia i niskiego poczucia wartości spowodowanego ograniczeniami społecznymi. W utworze gościnnie pojawia się Willow, która zarówno jak Dom, ma coś w tym temacie do powiedzenia. Dla jednego z nich było to odrzucenie przez najbliższych z powodu orientacji seksualnej, dla drugiego – stygmatyzacja przez zmianę wizerunku i stylu muzycznego. Nie są to łatwe i wygodne zagadnienia, ale niezwykle ważnym jest uświadamianie ludzi w tej kwestii. Muzycznie Memories to potężny kopniak energii. Nie można wspomnieć o tym, że głosy obojga artystów świetnie ze sobą współgrają. Duet idealny! Szczerze mówiąc mam nadzieję, na ich dalszą współpracę w przyszłości.

Kolejna pozycja na trackliście to Cruel Kids, które po pierwszym przesłuchaniu nieszczególnie skradło moje serce. Jednak z każdym kolejnym odtworzeniem utwór przybierał na sile. Nie nazwę go jedną z moich ulubionych piosenek na płycie, ale ma duży potencjał. Bardziej balladowy klimat niż poprzednie utwory, trochę bardziej nostalgiczny. Przez całość przewija się wers „don’t leave me alone, cause i won’t survive this” będący swoistą prośbą. W głosie artysty słychać smutek i frustrację.

Jedną z moich ulubionych niesinglowych propozycji jest Mad. Choć nie znajdziecie tutaj niczego odkrywczego brzmieniowo, ta prostota chwyciła mnie za serce. Może trochę dlatego, że się utożsamiam z tekstem? Wsłuchując się w niego wyobrażam sobie Yungbluda skaczącego po łóżku, może tracącego zmysły. „You hurt your heart,  hurt your brain, hurt yourself” – ewidentnie widać, że coś jest nie tak. Winę zwalamy na to, że byliśmy emocjonalni przez całe życie.  Kiedy natłok wszystkiego nas przytłacza, może faktycznie wydawać się nam, że zwariowaliśmy.

It’s alright mate, i cry too

I cry  przynosi ukojenie. Zastosowanie autotune odrobinę mnie zaskoczyło, ale wpasowało się idealnie. Piosenka brzmi jak głos dobrego kumpla, który klepie cię po ramieniu mówiąc „I know you’re hurting, but I know you’ll get through, it’s alright mate, i cry too”.

Następną mamy balladę Sweet Heroine – dwu i półminutowe wyznanie o tym, że każdy potrzebuje kogoś bliskiego. To nawiązanie do tego, jak nawiązywanie relacji jest trudne – do tego jak bardzo często jakaś osoba pojawia się w naszym życiu i potem równie szybko znika. Dom pięknie śpiewa o tym, że brakuje mu tego uczucia ekscytacji, zachwytów. Zapiera się jednak, że nie zakocha się ponownie, bo zbyt wiele razy został zraniony. Uderza w najczulszy punkt.

Początek Sex Not Violence daje nadzieję na fajny, utrzymany w nieco 80’s-owym klimacie kawałek. Syntezatory brzmią przekonująco, w pierwszej zwrotce artysta pokazuje przysłowiowego pazura. Wraz z refrenem przychodzi jednak małe rozczarowanie. Totalnie bym go wycięła.  Ot takie brzdękanie na gitarce odbierające całości mocny wydźwięk. Wypowiadane pół szeptem w późniejszej części „sex, not violence” momentami przyprawia o dreszcze. Nieco chaotyczna końcówka z wręcz krzykliwymi elementami to strzał w dziesiątkę. Kurczę, to mógłby być naprawdę najlepszy kawałek na tej płycie, ale… No właśnie. Choć po kilkukrotnym przesłuchaniu ten refren aż tak nie boli,  wciąż psuje efekt.

Don’t Go to kolejna piosenka w stylu typowym dla Dominika, z chwytliwym rytmem, totalnym bałaganem emocjonalnym zawartym w tekście. Jednak nie ma w niej niczego, co sprawiłoby, że zostałaby zapamiętana przeze mnie na dłużej, w przeciwieństwie do I Don’t Feel Like Feeling Sad Today. Ten kawałek nadrabia swoją autentycznością. Dominic w jednym z wywiadów przyznał, że utwór ten powstał w bardzo trudnym dla niego czasie, kiedy nie miał siły wstać z łóżka. Punkowy vibe w stylu Ramones czy The Libertines sprawia, że człowiek ma ochotę krzyczeć razem z nim, że nie chce dłużej być smutny.

Zaledwie półtora minutowe Die For A Night jest od początku do końca przepełnione bólem. Opowiada o uczuciu samotności i pustki. O pełnym wątpliwości rozważaniu, co by się stało gdybym zniknął. Pierwsza linijka tekstu przyprawia o dreszcze – „pain is a language I can read„.  Podana w przepiękny akustyczny sposób ballada ma w sobie coś hipnotyzującego.

Chłopak w sukience?

The Boy In The Black Dress to idealne podsumowanie Yungbluda. Każdy, komu choć raz udało się być na koncercie Brytyjczyka wie, o czym mówię. Muzyk uwielbia przełamywać stereotypy i nie boi się wyrażać siebie.  Piosenka powstała na bazie doświadczeń artysty, który musiał przejść długą drogę do tego, żeby czuć się akceptowanym. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że użyty jest tutaj zabawkowy keyboard zakupiony w supermarkecie. Dodaje to całości nutki nostalgii.

W życiu nie chodzi o to, żeby przeczekać burzę, lecz by nauczyć się tańczyć w deszczu

Nie da się zaprzeczyć, że Dominic Harrison to głos młodego pokolenia. Muzyk bezpardonowo sięga po trapiące młodzież tematy i pokazuje, że w porządku jest być innym. Mówi na głos o tym, co siedzi głęboko w głowach nastolatków. Album jest doskonałym tego odzwierciedleniem. Co prawda nie jest to moje ulubione wydawnictwo muzyka, gdyż (stety, albo niestety) zatracił on tego punk rockowego pazura, którym przekonał do siebie fanów na samym początku swojej kariery. Być może to kwestia tego, że sama nie jestem już zagubioną małolatą i większość tych doświadczeń mam już za sobą. Jednak cieszę się, że pojawił się ktoś taki. Być może dzięki temu choć jakaś część nastolatków nie będzie się czuła aż tak bardzo samotnie. Yungblud, dobrze, że jesteś!

Napisz komentarz

Adres e-mail nie będzie opublikowany i widoczny

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.