Pastry to polski zespół indierockowy z Trójmiasta. W skład bandu wchodzi: Marcel Bańka (gitara), Pascal Buła (bas, wokal), Alicja Lisowiec (perkusja) oraz Czarek Polak (gitara). Zespół ma na koncie album „Cyan Fabrics With Stains On Them” wydany w 2022 roku oraz dwie EP-ki – „Band Apart” (2021) oraz najnowszą „Voices”, która ukazała się 6 kwietnia. Członkowie zespołu opowiedzieli o swoich początkach, nowym minialbumie oraz planach na przyszłość.
– Zacznijmy od początku, jak się poznaliście i jak doszło do założenia zespołu?
Marcel: Jako dzieci często zmienialiśmy szkoły. Ala poznała się z Czarkiem w jednej, a ze mną w drugiej podstawówce. Pierwszy projekt, który doprowadził do Pastry założyliśmy z Alą z jej inicjatywy w czasach pobytu w liceum po kilku latach bez kontaktu. Po niezliczonej liczbie mniej lub bardziej udanych eksperymentach ze składem, ponownie zostaliśmy tylko we dwójkę i zdecydowaliśmy się na świeży start dobierając do zespołu członków innych zaprzyjaźnionych formacji – Czarka, grającego w dopiero co rozwiązanym QSTN oraz Pascala, grającego w nadal do dziś funkcjonującym Free Games for May.
Alicja: dokładnie, z Marcelem byliśmy mega zajarani graniem i chcieliśmy tworzyć zespół z ludźmi, którym też na tyle zależy, żeby cały czas nagrywać, robić próby czy grać koncerty.
Czarek: Z Marcelem i Alą znamy się dosyć długo. Z Alą od pierwszej klasy podstawówki, pewnie nawet [wspólne] zdjęcie moglibyśmy gdzieś znaleźć. Z Marcelem [znamy się] co najmniej od gimnazjum. Kiedy rozpadał się ich stary zespół, Marcel napisał do mnie, czy znam kogoś na gitarę, a że akurat szukałem nowego zespołu do grania, to powiedziałem, że ja chętnie! Później szukaliśmy basisty i wokalisty, i tak Ala znalazła Pascala.
– W Waszym brzmieniu słychać wyraźne inspiracje brytyjską muzyką alternatywną, wiem jednak, że zespoły nie lubią określać się gatunkowo, ale czy dla nowych odbiorców moglibyście przybliżyć swoje inspiracje muzyczne, np. jakich zespołów słuchacie najczęściej lub jak chcielibyście być odbierani?
Marcel: Nasza droga, jeśli chodzi o inspiracje muzyczne, była kręta i cały czas to się zmienia. Naturalne jest, że każdy słucha swoich ulubionych rzeczy i jest to bardzo szerokie spektrum, jednakże zaczynając grać jako Pastry mieliśmy w głowie muzykę zespołów podpadających głównie pod nurt indie rocka. Punktem wspólnym dla mnie i Ali był zespół Eric Shoves Them in His Pockets z Warszawy, który niestety zniknął już ze sceny. Obecnie jednak myślę, że popłynęło to w stronę trochę cięższych, mroczniejszych brzmień. Chcieliśmy także uzupełniać nasze piosenki o bardziej rozbudowane i przemyślane partie, nie tracąc przy tym na ich przebojowości, jak to robi chociażby Radiohead, a jedną z większych inspiracji dla nas jest, ostatnio przeżywająca wciąż swój ponowny rozkwit, scena Shoegaze spod znaku takich zespołów jak DIIV, Slowdive czy Ride, co łączymy z naszymi bardziej stricte rockowymi korzeniami.
Czarek: Ostatnio [słucham] dużo Pinkshinyultrablas i YEARHS. Marcel i Pascal zarazili mnie DIIV. Często wracam również do Violent Soho i Metz.
Pascal: Ja mam ostatnio na zapętleniu “A Hero’s Death” Fontaines D.C.
– Ostatnio wydaliście EP-kę „Voices”, możecie powiedzieć coś więcej o procesie tworzenia i czy macie już w planach wydanie kolejnego albumu?
Marcel: „Voices” miało być dla nas przede wszystkim zabawą i chęcią pogodzenia właśnie wielu inspiracji. Cieszymy się, że mogliśmy zaprosić do współpracy dobrych muzyków i znaleźć między nami a nimi punkty wspólne. Plan był też taki, żeby przyciągnąć przez to większe grono słuchaczy.
Alicja: W Trójmieście jest bardzo dużo świetnych artystów, którzy po jakimś czasie stali się też naszymi dobrymi ziomkami, więc „Voices” z mojej perspektywy było też ukłonem w stronę ich twórczości, ale też i połączeniem sił. Z czego wyszedł bardzo ciekawy i różnorodny materiał.
Czarek: To był proces zupełnie inny niż przy „Cyan Fabrics”. Tym razem przygotowaliśmy demówki w domu u Pascala, a nagrywając myśleliśmy już głównie nad brzmieniem, a nie kompozycjami. W przeszłości często pisaliśmy piosenki na próbach, ale to, co dobrze brzmi na żywo nie zawsze sprawdza się jako nagranie. Tym razem pisaliśmy piosenki myśląc o nagraniach, tym bardziej że każda z nich jest inna, dopasowana do gościa, który na niej śpiewa.
Marcel: Co do albumu numer 2, plan jest już całkiem wyraźnie zarysowany, ale chcemy dać sobie też czas na odpoczynek tak, żeby te nowe kompozycje miały szansę dojrzeć i przejść próbę czasu.
– Okładka „Voices” robi wrażenie. Jaka historia się za nią kryje i czyjego jest autorstwa?
Marcel: Okładka jest autorstwa Tymka Mazurkiewicza. To znajomy artysta grafik, którego styl dobrze wpasował się w naszą estetykę.
Pascal: Przy rozmowach z Tymkiem urodziły się pomysły chimerycznych, niejednorodnych postaci. Widać to zarówno na okładce singla, jak i samej płyty. Myślę, że takie hybrydyczne stwory też dobrze korespondują z zawartością płyty – w końcu słychać tam wiele przenikających się głosów.
– Większość Waszych utworów jest w języku angielskim, dlaczego?
Marcel: Pisanie utworów po angielsku jest w zgodzie z naszymi inspiracjami, mimo że jest to nadal kwestia dyskusji w naszym zespole. Większość z nas nadal uważa, że korzystanie z obcego języka pozwala przenieść się nieco poza utarte ramy polskiej sceny, chociaż w głównej mierze jest to kwestia wolności wyrazu. Logika za tym jest taka, że stworzyć tekst przekazujący nasze odczucia jest nam ciężej w języku ojczystym, ponieważ pozwala on na mniejszą elastyczność.
Alicja: Mi osobiście jest bliżej do tekstów po angielsku, jest wiele zespołów z Polski, które bardzo lubię, ale większość bandów słucham z zagranicy. Też fajnie jest mieć tę perspektywę, że nie ograniczamy się tylko do ludzi z Polski i możemy zagrać koncerty np. na Zachodzie.
Pascal: Mam wrażenie, że pisanie po angielsku i po polsku daje u mnie zupełnie różne efekty, mam w tych językach nieco inne style wypowiedzi. To chyba często powtarzany głos, ale angielski bywa bardziej hasłowy, krótkie i wyraziste linijki brzmią dobrze. Po polsku z kolei łatwiej mi się złościć, to jest język dosyć otwarty na gwałtowne wynurzenia. Myślę, że w przyszłości będziemy eksplorować oba języki.
Czarek: Według mnie po polsku wcale nie stracilibyśmy na jakości. Natomiast trudniej jest napisać tekst po polsku, który nie jest cringem. Kiedyś chcielibyśmy zagrać jakąś trasę [za granicą], może na wyspach, a pisząc po polsku zamknęlibyśmy sobie tę drogę.
– Na „Voices” zdecydowaliście się na współprace z innymi artystami, czy możecie coś więcej powiedzieć o każdym z nich i skąd taka decyzja?
Czarek: Chcieliśmy zrobić coś, co funkcjonuje bardzo dobrze w świecie hipohopowym, a scena niezależna jeszcze tego chyba nie odkryła. Chcieliśmy zrobić coś świeżego, a jednocześnie sprawdzić czy taka formuła może się sprawdzić przy tego typie muzyki.
Pascal: To były ćwiczenia stylistyczne, dla każdej osoby śpiewającej chcieliśmy stworzyć inspirujący grunt. Ponadto, wierzę, że takie współprace są niezwykle ważne – w relacjach wychodzą nieraz zupełnie nowe pomysły, świetnie jest się uczyć od siebie nawzajem. Utwór z Agatą [Mierzwą] zaczął się od wspólnego słuchania ostatniej płyty Just Mustard, ale chyba niewiele z tego wpływu zostało, może słychać to śladowo w linii basu. W “Soil” chcieliśmy też bardzo zadbać o dramaturgię utworu. “Słuch” zrobiony z Fifim z Próżni miał bardzo konkretny pomysł, to miał być krótki punkowy strzał. Jest dużo krzyku, a polski tekst dodatkowo podbija ekspresję. Odwrotnie w “Stay” z Kajtkiem z The Ferrules i Wojtkiem Pawlakiem. Tu było nastawienie na delikatny i rozmarzony indie rockowy numer – przy komponowaniu słuchaliśmy Beach Fossils. Najbardziej eklektyczny jest chyba numer z Hanią [Went]. Komponowanie “Blue” zaczęło się od zagrywki, która kojarzyła mi się z Elliotem Smithem, ale gdy robiliśmy outro natchnęło nas “The New” z pierwszej płyty Interpolu.
– Pochodzicie z Trójmiasta, jak myślicie, jak to Was ukształtowało i czy miało wpływ na Wasz proces tworzenia? W końcu tamtejsi mieszkańcy od lat wygrywają w rankingach na najszczęśliwszych ludzi w kraju.
Marcel: Pochodzenie z Trójmiasta dało przede wszystkim perspektywę tego, jak możemy skupić się na walorach artystycznych naszej twórczości. Jest wiele zespołów, które wypłynęły na szerokie wody nie skupiając się wyłącznie na dotarciu do odbiorcy, a konsekwentnie realizując swoje wizje, wymieniając choćby takie nazwy jak ważny dla nas Kiev Office czy Aptekę. Szerokość trójmiejskiej sceny uzmysłowiła nam, że można robić swoje bez kompleksów i będzie to zawsze wartość dodana do kolektywu.
Alicja: Mnie bardziej zainspirowały takie zespoły jak Blindead czy Trupa Trupa, które pokazały, że można wypłynąć poza grancie Polski i robić muzykę na ultra dobrym poziomie. Jest to mocno inspirujące, bo to są zespoły z tego samego podwórka co my, które pokazują, że ciężką pracą i odrobiną szczęścia można wiele osiągnąć. Ja mam też duży ukłon w stronę moich nauczycieli perkusji Sławka Nawrockiego i Tomka Łosowskiego, którzy mocno mnie ukształtowali.
– W tamtym roku wystąpiliście na Męskim Graniu w Gdańsku, jak do tego doszło i jak wspominacie ten koncert? Czy w tym roku macie w planach podobne przedsięwzięcia, być może występy na letnich festiwalach?
Marcel: Męskie Granie to był jeden z najfajniejszych momentów naszej dotychczasowej przygody z muzyką. Traktowaliśmy to jako duże wyróżnienie, ale przede wszystkim szansę na to, żeby pożyć przez jakiś czas tym doświadczeniem, złapać kontakty i móc zaprezentować się szerszemu, może czasem nawet przypadkowemu słuchaczowi. Jest to jeden z festiwali, gdzie to organizatorzy dobierają artystów, na inne trzeba zgłosić swoją kandydaturę. Nie możemy jeszcze odsłonić wszystkich kart związanych z naszymi planami na lato, ale na pewno będzie można nas zobaczyć w Polsce.
– Dajecie coraz więcej koncertów w Polsce, czy jest coś, co zaskoczyło Was w życiu w trasie, albo występach na żywo w różnych częściach kraju?
Marcel: Życie w trasie jest świetną sprawą, natomiast ma też swoje bolączki. Myślę, że nie będzie żadnym zaskoczeniem dla nikogo jeśli powiem, że nawet grając tych koncertów sporo, zespoły ze sceny niezależnej nie są w stanie na tym zarobić, ale daje nam to świetną okazję do integracji ze sobą, z innymi ludźmi, którzy potem towarzyszą nam w naszej działalności i wspierają nas. Myślę że to właśnie było największe zaskoczenie- ilość ludzi, którzy swoimi słowami, przychodzeniem na koncerty, kupowaniem płyt, śpiewaniem z nami tekstów piosenek i tym podobnymi rzeczami dają nam super motywację do tego, żeby robić to dalej.
Alicja: Dla nas to też jest fajny sposób, żeby spędzić czas razem, bo na co dzień każdy ma swoje życie, Pascal teraz studiuje w Krakowie i ciężko się złapać na piwo czy na kawę, a tak jesteśmy trochę na siebie skazani. Każdy też się siebie uczy, widzi co komu przeszkadza, kto jakie ma granice. Na ten czas w trasie jesteśmy dla siebie jak rodzina, która się wspiera i kłóci, i myślę, że jeżeli ludzie chcą tworzyć muzykę to te relacje między sobą są strasznie ważne.
– Co jest Waszym marzeniem zawodowym, czy macie jakiś konkretny cel, np. pragniecie w przyszłości wyjść ze swoją muzyką poza polski rynek muzyczny?
Marcel: Wyjście poza rynek Polski jest z pewnością na tej liście. Już teraz widzimy, po choćby statystykach na Spotify, że mamy pewną bazę słuchaczy za granicą, co na pewno bardzo cieszy. Marzeniem jest samo to, żeby rozwijać działalność. Można powiedzieć, że droga jest tym celem samym w sobie: pisać dobre piosenki i dawać ludziom radość i okazję do „wyżycia się” na naszych koncertach.
Czarek: Cele na nieco dłuższy czas to występy festiwalowe i trasa międzynarodowa. Uważam, że to jest dla nas osiągalne!