Recenzja: Sylwia Lipka – Szklany sen

Płyta okrzyknięta hitem, nadzieją polskiej sceny muzycznej młodego pokolenia. Kolejna youtuberka, która wydała płytę, gwiazdka Disneya, która przebija nie tylko szybę na okładce swojej płyty, ale nasze bębenki w uszach.

Ile to trzeba włożyć pracy, aby młodą artystkę wypromować, starać się, aby wydanie płyty zwróciło się jak najszybiej… Wytwórnia, która wydała te płytę chyba dobrze sobie przekalkulowała zwrot wydatków, ale chyba odrobinę się przeliczyła.  Ostatnio mamy wysyp nastolatek obdarzonych ładnym głosem, tu mamy jeszcze dziecięcą barwę głosu i piszczące „autotune” ,do tego nie najgorszą figurę i minimum coś do powiedzenia w wywiadach – to prawdopodobnie recepta na sukces, czy tak jest? Przekonajmy się analizując płytę Sylwi Lipka – „Szklany sen”, która  przypomina koszmar muzyczny dla kogoś kto skończył już dwanaście lat.

Każdy z nas miał te naście lat, swoich idoli ze szklanego ekranu i tak jest tym razem, z każdym rokiem, nowe pokolenie zawłaszcza sobie nową idolkę. Tym razem trafiła nam się „mega zdolna” Sylwia. Zawiało tu ironią z tą zdolnością, gdyż płyta jest totalnym kiczem, muzyka  zrobiona na siłę i teksty infantylne, o miłości,  rozstaniu, rozterkach miłosnych jakie przezywają nastolatki, które straciły miłość swojego życia i są na rozstaju dróg…

Sylwia Lipka przegrywa z płytą na całej linii, w każdej kategorii, a najgorsze jest to, że artystka nie jest już nastolatką! W tym momencie zadajemy sobie pytanie: dla kogo jest ta płyta?Pierwsza myśl- dla nikogo, bo każdy w miarę rozgarnięty słuchacz po włączeniu krążka i usłyszeniu pierwszej piosenki wyrzuci album tam gdzie jego miejsce – w ciemny i zapomniany kąt.

Słuchając płyty naprawdę mamy wrażenie, że słuchamy 14 latki! Niestety artystka dawno osiągnęła pełnoletność. Co jakiś czas muszę spojrzeć na teksty, bo zastanawiam się, czy Lipka śpiewa w naszym ojczystym języku, bo jakim cudem można śpiewać o takich banałach. Piosenki opakowane we frazy, których nie powstydziłby się nawet „Necik”. Tekstowo jest skandalicznie, estetyka parafraz i względy estetyczne niszczą i zaburzają nasze zwoje mózgowe, dochodzi do zwarcia obwodów.

Nie wiem czy autor tekstów sam wie, co miał na myśli, gdy tworzył  takie „kwiatki”, a jest ich na płycie całe wianki: „sterem jest/ten kto nie boi się biec” – refren (Masz to coś).

Z albumu wywnioskowałem, że wokalistka stara się przekonać nas, że wystarczy chcieć, by coś dostać i że miłość to cudowne lekarstwo na każde życiowe zmartwienie. Więc kochajmy się, bo tylko to nam pozostaje!

Płytę polecam każdemu, komu brakuje podkładki pod kawę, gdyż sprawdza się idealnie! Kawa nie brudzi biurka i nie musimy często go wycierać. Do inny celów, a już na pewno do słuchania- nie polecam-  jest dużo więcej bardziej ambitnych krążków na rynku muzycznym.

Napisz komentarz

Adres e-mail nie będzie opublikowany i widoczny

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.