W miniony weekend w Dąbrowie Górniczej miałem zaszczyt uczestniczyć w święcie tego miasta, na którym występował artysta, którego wcześniej nie miałem okazji widzieć i słyszeć na żywo.
Niestety nigdy nie miałem okazji dokładnie przyjrzeć się temu artyście i poznać jego twórczość. Gdy dowiedziałem się, że jedziemy na koncert Dawida Kwiatkowskiego, stwierdziłem lakonicznie, że to świetna wiadomość- nie do końca jednak wiedziałem, czego mogę się spodziewać…
Przed koncertem, gdy pojawiłem się pod sceną ujrzałem tłumy nastolatek, które w większości miały przygotowane fanarty, a na rękach fanek widniały serduszka z imieniem Dawida.
Dawid Kwiatkowski wyszedł na scenę punktualnie o godzinie 20-tej. Jego wejścia nie mozna było nie zauważyć, a właściwie nie usłyszeć – piski i krzyki rozanielonych dziewcząt był tak donośny, że chyba połowa Dąbrowy Górniczej miała okazję to usłyszeć.
W końcu udało mi się zobaczyć ten fenomen Dawida, tj. mdlejące nastolatki na koncercie oraz po koncercie, lecz o tym za chwilę. Artysta idealnie opanował manierę sceniczną, wie doskonale jak zrobić, by publiczność go pokochała, aby przekazać całego siebie, waśnie tym zebranym pod sceną fanom i fankom. Pisząc o zaskakiwaniu fanów, mogę jedynie wspomnieć o nieplanowanym zejściu Artysty ze sceny, by przywitać się z publicznością, tudzież zaproszeniu jednej z fanek na scenę i zaśpiewanie dla niej utworu.
Koncert był fenomenalny, pełen energii, żywiołowego przekazu emocji zawartych w każdej z piosenek. Nie zabrakło także czegoś czego nie można określić słowami, trzeba to przeżyć, zobaczyć na własne oczy, tzw. „to cos”, co sprawiło, że występ Dawida Kwiatkowskiego osiągnął zupełnie inny wymiar. Z całą pewnością takiego zjawiska jeszcze nie doświadczyłem wcześniej.
Co wyjątkowego jest w fanach Dawida? Chociażby koczujące całymi dniami i nocami dziewczyny pod hotelem, aby tylko przez chwile zobaczyć swojego idola, który nie ucieknie, unikając kontaktu tylko z nimi porozmawia.