„Lee. Na własne oczy” [RECENZJA]

Film „Lee. Na własne oczy” trafił na ekrany polskich kin 13. września. W tytułową rolę Lee Miller wcieliła się znakomita Kate Winslet. 

„Lee. Na własne oczy” to pełnometrażowy debiut reżyserski uznanej operatorki Ellen Kuras („Zakochany bez pamięci”, „Blow”, „Nawrót depresji gangstera”). Film przybliża postać Lee Miller (Kate Winslet), amerykańskiej modelki i korespondentki wojennej Vogue’a. Inspiracją dla filmu była książka syna Lee, Anthony’ego Penrose’a „The Lives of Lee Miller”.

Lee Miller poznajemy w przededniu wybuchu II Wojny Światowej, który spędza na francuskim wybrzeżu wraz ze znajomymi z socjety paryskiej, w tym m.in. Solange d’Ayen (Marion Cotillard), słynna dziennikarką i redaktorką francuskiego Vogue’a. Niespodziewanie poznaje tam swojego przyszłego męża, Rolanda Penrose’a (Alexander Skarsgård), z którym wkrótce przenosi się do Londynu, gdzie kontynuuje pracę fotografki dla brytyjskiego Vogue’a. W trakcie trwającej wojny, Lee  robi wszystko by wyruszyć na front jako korespondentka.

Kadr z filmu „Lee. Na własne oczy.”

Główną zaletą filmu jest aktorstwo. Kate Winslet jest zarówno odtwórczynią tytułowej bohaterki, ale też jedną z producentek filmu. Podczas seansu dało się odczuć, że aktorka pragnęła jak najlepiej oddać złożoność postaci Lee Miller oraz wpływ jaki wywarła na niej obecność w II Wojnie Światowej. Należy pamiętać, że Lee Miller wraz ze swoim przyjacielem, korespondentem żydowskiego pochodzenia Davidem E. Schermanem, jako jedni z pierwszych sfotografowali tragiczne obrazy po wyzwoleniu obozów koncentracyjnych. Kate Winslet przygotowywała się do roli Lee Miller prawie 10 lat i to widać, i czuć, choć momentami za bardzo… ale o tym za chwilę.

Kadr z filmu „Lee. Na własne oczy.”

Z pewnością na uwagę zasługuje rola Andy’ego Samberga („Brooklyn 9-9”, „Palm Springs”), który do tej pory znany był raczej z komediowych ról, a tutaj wypadł znakomicie w roli korespondenta Davida E. Schermana. W pozostałych rolach ujrzymy wspaniałego Alexandra Skarsgårda, wcielającego się w artystę i kochającego męża Lee, Rolanda Penrose’a. Idealnie zrównoważył impulsywność i zdeterminowanie żony, zaznaczając swoją obecność, ale nie przyćmiewając Kate Winslet. Po raz kolejny zachwyciła również Andrea Riseborough („Reżim”, „Dla Leslie”) w roli naczelnej brytyjskiego Vogue. Za jej pomocą twórcy ukazali m.in. powściągliwość Wielkiej Brytanii w uczestniczeniu w II Wojnie Światowej. W „Lee. Na własne oczy” w rolach drugoplanowych wystąpili także Marion Cotillard oraz Josh O’Connor, który po raz kolejny udowadnia, że jest jednym z najciekawszych aktorów młodego pokolenia. Jego znikoma, choć znacząca rola syna Lee Miller, Anthony’ego, pozwala dopełnić obrazu i dalsze losy bohaterki.

Kadr z filmu „Lee. Na własne oczy.”

Jeśli chodzi o całościowy odbiór filmu, to nie jest najlepiej. Największy problem mam ze scenariuszem Liz Hannah, Marion Hume i Johna Collee. Po pierwsze, uważam, że należałoby nakreślić nieco więcej faktów z życia Lee Miller. W filmie pominięty został początek kariery modelki i fotografki, przez co niezaznajomiony z biografią Lee widz, nie zdaje sobie sprawy, z jak wielką renomą i przywilejami cieszyła się wówczas Amerykanka. Rozumiem, że chciano skupić się na doświadczeniach II Wojny Światowej i ukazać jak bliska była bohaterce Europa (zwłaszcza Francja, gdzie często przebywała i miała wielu przyjaciół), ale myślę, że odpowiednim byłoby podkreślenie pozycji Lee Miller w Nowym Jorku, co ostatecznie pomogło jej w uzyskaniu zgody na wyjazd na front.

Po drugie, bardzo chciałabym się dowiedzieć kto konkretnie stał za tym, by w co drugim ujęciu Kate Winslet przedstawić z papierosem w dłoni. Mam wrażenie, że aktorka na planie wypaliła więcej papierosów niż Hemingway przez całe swoje życie. Ani nie dodawało to dramatyzmu (już bardziej komizm), ani nie podkreślało jak bardzo twarda i bezkompromisowa była Lee Miller. Za wielość tych ujęć chciałabym obwinić po raz kolejny scenarzystów, ale obawiam się, że reżyserkę i producentów też należy tu uwzględnić.

Chciałabym jednak dodać, że warto docenić znakomite zdjęcia do filmu jakie wykonał Paweł Edelman („Pianista”, „Katyń”), muzykę napisaną przez Alexandre Desplat („Grand Budapest Hotel”, „Harry Potter i Insygnia Śmierci”) oraz zachwycające kostiumy, które stworzył Michael O’Connor („Księżna”).

Lee Miller stała się inspiracją dla wielu fotografów i korespondentów. Na początku roku ukazał się film „Civil War” (reż. Alex Garland), który przedstawia trudną i wyniszczającą rolę korespondentki (w tej roli Kirsten Dunst) w trakcie współczesnej wojny domowej. Jak można się domyślić, głównym odnośnikiem fabuły była właśnie korespondentka Vogue podczas II Wojny Światowej. W moim mniemaniu, „Civil War” wypada znacznie lepiej, choć warto sięgnąć również po „Lee. Na własne oczy.”, by w pełni docenić drogę kobiet w fotografii wojennej, która nie byłaby możliwa bez odważnej, ale i tragicznej postaci jaką była Lee Miller.

Napisz komentarz

Adres e-mail nie będzie opublikowany i widoczny

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.