Z kolejnym albumem coraz bardziej lubię tego artystę. Do tej pory niszowy, a tu mamy rozwinięcie geniuszu. W momencie, kiedy jego „kariera” wybuchła jak armata widać, a dokładnie słychać u niego rozwój.
Błażej po raz kolejny udowadnia, że jest królem na naszej scenie muzycznej. Wraz z warstwą tekstową, którą uznaję za doskonałą, jest też idealnie dopracowana warstwa muzyczna.
Na omawianym dziś albumie znajdziemy 18 melodyjnych piosenek, no może z 17, bo Król dziękują swoim tygrysom na samym początku. A za co ? Jak doskonale wiemy, artysty nie ma, gdy nie posiada swoich wiernych fanów. Takim albumem, mogę śmiało powiedzieć, że wielu ludzi polubi, a może nawet pokocha ten album. Więc o kolejnych fanów nie powinien się martwić. Komuś może się nie spodobać? Nie będziemy dyskutować o gustach. Ale wątpię, aby komuś się nie spodobał ten krążek.
Mnie osobiście urzekło to, że można warstwę liryczną, wręcz pozwolę sobie napisać, poezję pięknie zaśpiewać. Doskonałość każdej z piosenek ubarwia często sythpopowa melodyjność. Genialne jest połączenie lat 80-tych i 90-tych, z nowoczesnym brzmieniem. Jak na artystę młodego pokolenia, miesza style w sposób doskonale. Do tego saksofony, świetnie dobrana elektronika w większości utworów.
Album doskonały w każdej piosence. Nie ma ani jednej piosenki, która była by słabsza, melodie, wokal, teksty są wzorowe. Błażej będzie miał naprawdę trudne zadanie, aby wybrać utwór na kolejny singiel.
Mam tylko nadzieje, że będziemy mogli Króla zobaczyć na koncertach. Album do obowiązkowego przesłuchania.
Ps. W wersji pudełkowej mamy kilka niespodzianek od Króla. (szukajcie w sklepach)