[Recenzja Książki] Katherine Faulkner – „Greenwich Park”

Życie nie toczy się jedynie w teraźniejszości… Wszystko co miało miejsce kiedyś, może powrócić lata później i może mieć swoje konsekwencje. Czy warto być obojętnym na krzywdę innych?

Helen Thorpe po śmierci swoich zamożnych rodziców odziedziczyła w testamencie dom, w którym mieszka wraz ze swoim mężem Danielem, i oczekują oni swojego pierwszego dziecka. Sytuacja jest nietypowa, ponieważ Helen kilka razy już poroniła, a mimo to, stresu przybędzie jej nie mało. Przy sobie małżeństwo ma najbliższych przyjaciół, w tym dwójkę braci Helen – Rory’ego i Charles’a.

Główna bohaterka postanowiła, że będzie uczęszczać do szkoły rodzenia i miał jej w tym towarzyszyć jej mąż, jednak na żadnych zajęciach się nie zjawił. Za to, poznała tam Rachel, nieco zbyt nachalną i bezpośrednią. Będąc w kiepskiej sytuacji Rachel sprowadza się do domu Thorpe’ów i ma w tym swój ukryty cel.

Od początku widać, że Rachel nie jest osobą, której warto zaufać, widać, że coś jest nie tak i powinno się trzymać takie osoby na dystans, albo uciekać jak najdalej, by nie wpaść w poważne tarapaty. Helen widziała dużo i przymykała na to oko, co mnie bardzo dziwiło, a nawet trochę denerwowało, że tak łatwo daje sobie wchodzić na głowę. Jednak nic nie dzieje się bez powodu. Rachel miała swój ukryty cel, aby zbliżyć się jak najbardziej do niej i jej męża Daniela.

Zaskoczony jestem tym, że to dopiero debiut Katherine Faulkner, ponieważ dzieląc na rozdziały swoją pierwszą powieść, autorka wzbudza wielkie emocje i sprawia, że w środku się trzęsie z ciekawości, co będzie gdy trafimy na rozdział, który został na chwilę urwany opowiadaniem z perspektywy innego bohatera.

Często się spotykam w książkach z mieszaniem teraźniejszości z przeszłością. Nawet palenie mostów i budowanie życia, niby szczęśliwego, nic nie da, jeśli mamy na sumieniu dramatyczne wydarzenia.

„Greenwich Park” jest idealnym obrazem tego, że nie zawsze da się odciąć od tego co kiedyś. I choć przez przynajmniej połowę książki byłem zmęczony łatwowiernością głównej bohaterki, to ostatnie kilkadziesiąt stron czytało mi się bez odrywania wzroku i z wewnętrznym wzburzeniem.

Chętnie dowiedziałbym się co zadziało się po ostatnim zdaniu, które zapełniło ostatnią stronę „Greenwich Park”. Katherine Faulkner zostawia czytelnika w niepewności. Dla mnie to duży atut.

Napisz komentarz

Adres e-mail nie będzie opublikowany i widoczny

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.