[Recenzja książki] Kinga Łukasik „Usprawiedliwiona”

W Ogrodzie Saskim w Lublinie zostają znalezione zwłoki czteroletniej dziewczynki. W kolejnych dniach na terenie miasta porzucane są ciała kolejnych czterolatek. Do prowadzenia śledztwa wyznaczona jest Katarzyna Szyszkiewicz zwana Szychą, której ma pomagać Paweł Rozmiński, profiler z Zamościa. Rozpoczyna się wyścig z czasem i sprawcą zwanym przez policję Poetą. Przynajmniej takie jest założenie autorki. Tak mniej więcej wygląda fabuła „Usprawiedliwionej”, debiutanckiej książki Kingi Łukasik.

Pierwszym moim wrażeniem było odczucie, że powieść ma ogromny potencjał. Ciekawy pomysł na fabułę, nietuzinkowa zbrodnia więc lektura będzie bardzo interesująca. Jednak już na wstępie poczułam się zniesmaczona przez niesamowicie wielką liczbę przekleństw i wulgaryzmów, które występowały w zasadzie w każdym dialogu, a do tego także w narracji. Od zawsze uważam, że przeklinanie w towarzystwie jest brakiem kultury i szacunku, tym bardziej w literaturze nie toleruję tego typu słownictwa (a zwróciłam uwagę, iż tylko Polacy tak zaśmiecają swoją literaturę, w obcojęzycznych książkach przekleństwa spotyka się bardzo sporadycznie). Drugi zarzut w stosunku do powieści to postać głównej bohaterki, pani Łukasik chciała mieć charakterną kobitkę, wyszła mało oryginalna i banalna figura, wtórna w stosunku do współczesnej literatury.

Teraz treść czyli śledztwo. Zapowiadało się całkiem ciekawie, ale wyszło jak reszta. „Usprawiedliwiona” jest kryminałem więc działania śledczych powinny stanowić podstawę. Owszem, kilka czynności policjanci podjęli, na resztę zabrakło czasu i papieru, bo nasi bohaterowie zajmowali się wyzywaniem i obrażaniem swoich kolegów i współpracowników.  A z działań śledczych jeden wyjazd, ze dwa razy przejrzane dokumenty, może jedno przesłuchanie, jedna czy dwie rozmowy.

Ponadto Kinga Łukasik powinna zmienić osobę, która dokonywała korekty tekstu, bo aż roi się w nim od błędów oraz nonsensów poczynając od żeńskiej(!) menstruacji  po jadalniany stół.

Tomiszcze „Usprawiedliwionej” robi wrażenie, prawie 700 stron drobnego druku to niezły materiał na umilającą czas lekturę, której autorka ma niezły talent, ale w moim odczuciu potrzebuje kogoś, kto pokierowałby jej rozwojem. Bo tym razem otrzymałam mocno przegadany niby kryminał, w którym śledztwo zajmuje bardzo mało miejsca, a reszta to wulgaryzmy, przekleństwa i wszelkiego typu obraźliwe teksty. Ponadto wiele wątków, jak szantażowanie Pawła, zupełnie się nie klei z treścią, a jedynie nabija kolejne strony. No i zachęciłabym do wygładzenia chociaż troszkę charakteru głównej bohaterki, bo tej nie dałam rady polubić nawet odrobinę więc męczyłam się z tym przez 700 stron. I wracam do najważniejszego, przekleństwa nie stanowią o dorosłości, świadczą jedynie o braku kultury. Aczkolwiek dam pewnie jeszcze szansę pani Łukasik, bo widzę duży potencjał.

Napisz komentarz

Adres e-mail nie będzie opublikowany i widoczny

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.