Sum 41 i Simple Plan wystąpili w Warszawie

3 października był dla fanów pop punka dużym wydarzeniem. Świadczyła o tym tłumnie zebrana grupa fanów w warszawskim Expo XII. Tego dnia na scenie pojawili się Sum 41 z gościnnym występem Simple Plan. Na supporcie mogliśmy usłyszeć zjawiskową Cassyette.


Punktualnie o 19 publiczność przywitała brytyjska artystka o niesamowicie charakterystycznej barwie głosu. Choć Cassy Brooking może nie jest za bardzo znana w naszym kraju, została bardzo ciepło przyjęta przez zebranych pod sceną ludzi. Usłyszeliśmy największe hity piosenkarki, nie zabrakło oczywiście najnowszego utworu Cassyette, wydanego na początku września September Rain.

Godzinę później na scenie pojawili się Simple Plan i od razu powróciły wspomnienia! Miałam okazję widzieć Kanadyjczyków wcześniej już dwa razy, więc od samego początku nastawiłam się na super zabawę. I tak właśnie było! Wybrzmiały bardzo dobrze znane zebranym piosenki – Jet Lag, Your Love Is a Lie, Welcome To My Life czy Summer Paradise. Podczas tego kawałka nad publicznością pojawiły się ogromne dmuchane piłki plażowe, co dało niesamowity klimat całości. Mogliśmy myślami powrócić do lata i słonecznej pogody. Coś niesamowitego! Jednak największe wrażenie wywarł na mnie wykonany jako następny mashup trzech wielkich hitów – All Star (kto nie oglądał Shreka, niech się nawet nie przyznaje!), Sk8er Boy Avril Lavigne i Mr Brightside od The Killers. Dam sobie uciąć rękę, że nie było na sali osoby, która nie śpiewałaby razem z Pierrem Bouvierem tych klasyków!

Nie był to jednak koniec niespodzianek. Pod koniec występu Simple Plan, na przedostatniej piosence, I’m Just a Kid, perkusista grupy Chuck Comeau powiedział kilka słów o tym, jak bardzo tęsknili za graniem na żywo i za kontaktem z publicznością. I za naszą zgodą, po nałożeniu kombinezonu muzyk pojawił się na fali. To dlatego kocham muzykę na żywo!

Jedyną rzeczą pozostawiającą odrobinę do życzenia było nagłośnienie. Poza tym jednak występ jednej z moich ukochanych grup z czasów nastoletnich oceniam na 5 z plusem! To throwback, jakiego potrzebowałam. Byłam już w muzycznym niebie, a nie wystąpiła nawet jeszcze gwiazda wieczoru!

Sum 41 nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Pokolenie lat 90tych doskonale zna In Too Deep, Still Waiting czy Fat Lip. Grupa to legenda tamtych czasów. Choć nigdy nie miałam sposobności, żeby bardziej zgłębić ich twórczość, wtedy kupili mnie kompletnie. A zaczęło się od drobnych rzeczy – ogromnego logo z diabłem i niezwykle oryginalnego intro, którym zostaliśmy przywitani. Chyba nie bez powodu mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach! Cudowne światła, super nagłośnienie – wszystko było na tip top. Nie można nie wspomnieć o niezwykłej charyzmie i energii frontmana, Derycka Whibleya. Prawie dwie godziny wspaniałego show, którego nie można było przegapić.

Już na drugiej piosence, czyli The Hell Song pojawiło się morze konfetti. Halo, czy widział ktoś już kiedyś konfetti na początku występu? Ja szczerze mówiąc sobie nie przypominam, więc kolejny plusik leci za oryginalność. Jeśli jesteście fanami Queen, mam dla Was kolejną perełkę – We Will Rock You w pop punkowej wersji. Tak, możecie już zazdrościć (oczywiście, jeśli nie uczestniczyliście w wydarzeniu)!

Konfetti nie zabrakło również podczas bisu – na kończącym koncert Fat Lip. To zawsze wywołuje tak ogromną radość!

To był naprawdę udany wieczór, pełen wzruszeń i miłych uniesień. Choćbym chciała, to naprawdę nie mam się czego przyczepić. Niesamowita podróż w czasie. Fajnie było jeszcze raz, chociaż przez chwilę poczuć się nastolatką!

Poniżej możecie obejrzeć momenty z koncertów uchwycone w zdjęcia dzięki naszej redaktorce Karinie. Enjoy!

 

Napisz komentarz

Adres e-mail nie będzie opublikowany i widoczny

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.