YUNGBLUD zapowiedział swój powrót, publikując epicki, dziewięciominutowy singiel „Hello Heaven, Hello”. Pochodzący z Doncaster 27-letni wokalista, songwriter i muzyczny rewolucjonista zakończył okres internetowej ciszy, wydając najbardziej dopracowane dzieło w swojej karierze.
„Hello Heaven, Hello” to przedsmak mojego nowego albumu. Piosenka jest swego rodzaju podróżą ku odzyskaniu siebie, pożegnaniem z przeszłością i tym, jak mogliście mnie wcześniej postrzegać. To także powitanie przeszłości – miejsca, do którego zmierzam. Ten utwór wyznacza kierunek, w jakim podąża cały album. „Hello Heaven, Hello” jest najambitniejszą dźwiękową przygodą w mojej karierze, opowieścią, której należy słuchać w całości. Chciałem, by pierwszy utwór był bardzo wyrazisty. Wiele osób odradzało mi wybranie na pierwszy singiel po przerwie dziewięciominutowego utworu, ponieważ żyjemy w świecie, w którym jest to ryzykowne. Kompletnie nie patrzę na to w ten sposób. Dla mnie to jest świetna okazja.
Uważam, że ryzyko jest najpotężniejszym narzędziem artysty. Stawianie wszystkiego na jedną kartę w pogoni za rozwojem i sztuką jest fascynujące. Bez ryzyka nie ma innowacji. Pierwszy od dawna czuję, że jestem dokładnie tam, gdzie powinienem być i robię dokładnie to, co powinienem robić – tworzę dokładnie to, co chcę. Eksploruję przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, a przede wszystkim siebie samego. Ten album jest dla mnie magiczny i zaczyna się właśnie w tym miejscu. Gdzie, do cholery, skończymy? Zobaczymy. Wskakuj na konia. Ruszamy.
– Poczułem, że zaczynam się powtarzać – wpadałem we własną kliszę… Stałem się wygodny. W pewnym sensie to było dobre, bo oznaczało, że mam swój styl. Ale zawsze mówiłem, że jeśli ludzie wiedzą, co zrobię następnie, to dla mnie oznacza porażkę – wspomina YUNGBLUD.