Najnowszy album Michała Szpaka wywołał poruszenie wśród odbiorców i recenzentów. Że nowa jakość, że świetne, dojrzałe dźwięki. Ale spektakl ilustrujący nowy materiał nadaje mu jeszcze inny wymiar. Przenosi widza w muzyczne rejony, których nie wyśnili nawet jego fani. Ale wyśnił Michał Szpak.
Od początku był inny. Budził fascynację tych, którzy przeczuwana narodziny nietuzinkowej osobowości, ale i irytację nienawykłych do tego rodzaju artystycznej estetyki w polskich warunkach. Barwny i
wolny, za nic mający opór biernej masy. Częstokroć i czynnej. Pozornie nie przystający do polskiej rzeczywistości, jak lato w październiku. Ale kolejne „sold outy” nowej trasy pokazują, że właśnie zbiera żniwo swojej konsekwencji, talentu i szalonych wizji.
Wypełniona do ostatniego miejsca przepiękna sala CKK Jordanki w Toruniu. Kilka minut oczekiwania w całkowitych ciemnościach. Zaczyna się. Mocno, na rockowo. Dźwięki przechodzą w house. Szybko się
przekonujemy, że „Dreamer Tour” to nie koncert, lecz spektakl. Podobnie trudno go zdefiniować, jak muzykę samego Michała. Ale od pierwszej do ostatniej nuty ogląda się go i słucha znakomicie. Włączenie trąbki do standardowego zestawu instrumentarium okazuje się
strzałem w dziesiątkę. Wzbogaca warstwę muzyczną, wprowadza elementy jazzu i buduje muzyczne kontrapunkty. Przysparza niecodziennego klimatu. Zresztą słowo „klimat” jest jednym z kluczowych. Bo aura wytwarzana przez samego wokalistę, muzyków i grę świateł, odbijających się w zestawie luster na scenie, jest hipnotyczna.
Pierwsza, mocna część to przegląd najostrzejszych numerów z „Dreamera”, jak „Way to the Stars”, tytułowy „Dreamer”, czy „Don’t Poison Your Heart”. A także przearanżowane fragmenty z płyty „Byle Być Sobą”. I właśnie tytułowy utwór brzmi wyjątkowo w funkowo-jazzowym aranżu. Zwieńczony energetyczną wycieczką artysty w głąb widowni, stanowi jeden z najbardziej spektakularnych momentów koncertu. Ale nudzić się w jego trakcie nie będziemy ani chwili. Z zapartym tchem wędrujemy z muzykami przez kolejne fragmenty nowego albumu. Michał jest oszczędny w słowach. Przemawiać ma muzyka. Między utworami mamy płynne przejścia i sami płyniemy z muzyką.
Klimat spektaklu stopniowo się zmienia. Po energetycznej jeździe robi się coraz intymniej. Napięcie wzrasta, atmosfera gęstnieje. Artysta
gra nie tylko głosem, gra ciałem i widowiskowymi strojami. Spowity w intensywne barwy świateł, na dobre przenosi nas do swojej bajki. Częściej mrocznej, niż radosnej. Słynna „Jaskółka” Stana Borysa zaadaptowana na potrzeby Michała Szpaka to spektakl sam w sobie. Teraz napięcie można kroić nożem. A potem stopniowo przychodzi ukojenie, robi się marzycielsko. Przy „Blue Moon” wędrujemy nocnymi zakamarkami Nowego Jorku. Podczas smooth jazzowego „Let Me Dream” kołyszemy się do snu, niemal słysząc przez uchylone okno ducha George’a Michaela w „Kissing a Fool”. I „Rainbow”, uroczy drobiazg, w którym wokalista z niesłychaną lekkością maluje głosem wszystkie odcienie emocji.
„Dreamer Tour” to widowisko jedyne w swoim rodzaju, tak jak jego twórca. Przywodzi na myśl gwiazdy sceny w rodzaju Lady Gagi, by za chwilę oddać się rockowo-jazzowym wariacjom. Wszystko splata w całość bezbłędny wokal i charyzma, która nie pozwala oderwać oczu od smukłej postaci, to znikającej, to znów pojawiającej się pomiędzy lustrami.
Żywiołowe reakcje toruńskiej publiczności w trakcie i wielominutowe standing ovation na koniec świadczą wymownie. Witajcie w muzycznej bajce Michała Szpaka.