Żyjemy w czasach w których internet i social media bezgraniczne i bez skrupułów pochłaniają nasz czas. Można też śmiało powiedzieć , że życie wielu młodych ludzi stało się walką o „ Lajki”.
Młodzi artyści, którzy osiągnęli sukces dzięki internetowi, wiedzą, że bez tego medium byłoby im bardzo ciężko. Nie chcę oceniać, czy Internet pomaga w osiągnieciu sukcesu czy nie, bo nie o to mi chodzi, chcę tylko zwrócić uwagę na zagrożenia jakie niesie ze sobą bliskość fanów wśród artystów/celebrytów.
Zauważyłem ostatnimi czasy, że artyści coraz bardziej odsuwają się od „napierającego ich tłumu”, nie jest to spowodowane jakimiś fobiami, lecz bezpieczeństwem ich samych.
Żyjemy w czasach, gdzie zdjęcie i autograf z ulubieńcem są ważniejsze niż koncert, a nie zapominajmy, że artyści pojawiają się w wielu miejscach głównie po to, by pokazać swoje umiejętności, którzym w końcu zawdzięczają sławę.
Tendencja na polowanie ze smartfonem i kartką papieru coraz bardziej się nasila. Na wielu koncertach, w których uczestniczyłem, widziałem, jak pod płotem stało czasem więcej osób wypatrujących swojego ulubieńca niż pod samą sceną! Często słyszę prośby, aby w imieniu zgromadzonych gości iść i wziąć od artysty autograf dla nich, ale zawsze odmawiam z racji moich poglądów.
Muzycy przed koncertem muszą się przygotować, niewielu o tym wie, ale dla wokalisty ważna jest rozśpiewka, a po koncercie odśpiewka, to pomaga w utrzymaniu „estetyki głosu”.
Artysta/celebryta musi sam zdecydować, czy wyjdzie do swoich fanów i poświęci im sporo czasu, czy odpocznie po intensywnym koncercie.
Koncerty tzw. bliskie, czyli w galeriach handlowych, małych klubach lub na zlotach fanów są ogromnym zagrożeniem i dodatkowym obiążeniem wpływającym na „wyczerpanie” artysty.
Nie muszę sobie tego wyobrażać, gdyż byłem jakiś czas temu na koncercie popularnego zespołu, który podczas koncertu dał z siebie wszystko, co mógł, a możne nawet jeszcze więcej, a po koncercie grupa spotkała się z oczekującymi na nich fanami, aby wykonać pamiątkowe zdjęcia i rozdać autografy… Po blisko 90 minutach koncertu, plus dwa bisy, spotkanie po koncercie trwało ponad 2,5 godziny- bo każdy chciał mieć zdjęcie!
Byłem przerażony tym faktem, bo muzycy ledwo stali na nogach i już widać było, że wyrażenie uśmiechu, sprawiało im coraz większą trudność, czemu się kompletnie nie dziwię…
Z tym problemem zmaga się coraz więcej artystów i na szczęście zaczynają o tym mówić.
Pierwsza głośno rozpoczęła ukazywanie tego problemu poprzez teledysk Ewa Farna:
Niestety wpisy pod filmem nie są pochlebne, a portale muzyczne opisują, że Ewa Farna zaczyna gwiazdorzyć . Smutne, bo takie zarzuty przedstawia duża stacja radiowa.
Ewelina Lisowska, również zauważa problem z „pseudo fanami”, którym zależy tylko na zdjęciu i autografie, a nie na koncercie, muzyce.
http://on.fb.me/1Nnrcjb
Show biznes jest brutalny i w dobie internetu, a przede wszystkim walki o „Lajki” jest nieubłagany i powoli niszczy bliskość między artystami a fanami.
Wiedzą o tym już doświadczeni muzycy:
„Zdarzają nam się natarczywi lub agresywni fani. Staramy się unikać takich sytuacji jak ognia. Rozumiemy, że jest to podyktowane w dużym stopniu popularnością i rozpoznawalnością zespołu i tylko tyle. Owszem pochlebia nam to, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że takie reakcje, czyli zbyt nachalne, z prawdą i zdrowym rozsądkiem nie mają nic wspólnego – przyznaje Szymon Wydra w rozmowie z Faktem.”
Źródlo: fakt.pl http://bit.ly/1P3aW7x
Nawet dobrze kojarzony Ed Sheran, który często zaskakuje swoich fanów ZOBACZ musiał zatrudnić sobie ochroniarza. (więcej tutaj: http://www.radiozet.pl/Muzyka/Ed-Sheeran-w-obawie-przed-fankami-zatrudnil-ochroniarza-00003142).
Większość fanów już przyzwyczaiło się do tego, że ich ulubieńcy nigdy nie wychodzą do nich przed, czy po koncercie, że są niedostępni i nie można z sobie z nimi zrobić zdjęcia.
Czasem rozmawiając z publicznością, grupami fanów, czy fanklubami można zauważyć pewną cechę aspołeczną i problem, którym zajęli się już specjaliści.
„Kilka lat temu zespół psychologów z brytyjskiego Leicester przygotował testy mające mierzyć skalę zainteresowania życiem celebrytów i przeprowadził ankiety wśród prawie 2 tys. Brytyjczyków. Jakiś rodzaj nadmiernego zainteresowania osobami publicznymi udało się odkryć u 36 proc. z nich. Odpowiedzi co czwartego wskazywały, że interesują się którym z celebrytów tak bardzo, że ma to wpływ na ich codzienne życie. Bardzo podobnie było też w Stanach Zjednoczonych.
Uzyskane wyniki doprowadziły do sformułowania terminu Celebrity Worship Syndrome (CWS). Jest to rodzaj obsesji, w której głównym przedmiotem zainteresowania są szczegóły życia określonej osoby publicznej. Niekiedy przybiera ona kształt uzależnienia i osoby cierpiące z powodu CWS zachowują się podobnie jak alkoholicy i palacze. Odczuwają potrzebę zdobywania nowych informacji na temat swojego idola. Gdy to robią lub przebywają z innymi „fanami” i mogą swobodnie oddawać się wspólnej obsesji, odczuwają spokój i przyjemność. A jednocześnie w otoczeniu innych często traktują ją jako coś wstydliwego. Coś co powinno się ukryć…”
W dzisiejszych czasach wiemy bardzo niewiele o swoich sąsiadach, ale celebryci to wspólni znajomi nas wszystkich – mówiła o tym antropolog Helen Fisher.
Pytanie tylko, do czego ta znajomość nas doprowadzi?