[RECENZJA]: Behemoth- I Loved You At Your Darkest

Polscy giganci metalu wracają w wysokiej formie

Jedenasty studyjny album Behemotha „I Loved You At Your Darkest” niósł ze sobą wiele oczekiwań zarówno w gronie fanów zespołu i muzyki w ogóle. Poprzednie dzieło Nergala i spółki „The Satanist” zawiesiło zespołowi bardzo wysoką poprzeczkę, którą nie łatwo będzie przeskoczyć. Czteroletnia przerwa od wydania wspomnianego albumu Behemotha mogła nałożyć na grupę dodatkową presję, jednak jeśli chodzi o takie wyzwania Polski zespół radzi sobie z nimi pierwszorzędnie. Bez wątpienia można stwierdzić, że „I Loved You At Your Darkest” nie jest kontynuacją „The Satanist”, jednak jest na tyle dobrym i unikalnym albumem by utrzymać się na własnych fundamentach, które są bardzo, bardzo solidne.

Otwierający album utwór „Solve” natychmiast weryfikuje spodziewane oczekiwania słuchacza poprzez dziecięcy chór, który staje się fascynującym tłem po wejściu instrumentarium Behemotha. Ten dwuminutowy, świeży kawałek idealnie przygotowuje do tego, co czeka dalej na jedenastym krążku polskiego zespołu. Następny w kolejce jest utwór „Wolves of Siberia”, który mocno oddaje całą istotę Behemotha poprzez agresywną aranżację, jednak warto zwrócić uwagę na przejmujący tekst, który jest najjaśniejszym punktem wspomnianej kompozycji. Można go odbierać w różnoraki sposób i w połączeniu z muzyką staje się to fascynującym doznaniem artystycznym.

Kawałek „God = Dog” to pierwszy utwór z albumu, który został udostępniony przez zespół. Tą kompozycję można określić jako dość progresywną poprzez ilość motywów, które zostały tu zastosowane. Świadome zgranie perkusji z gitarowymi riffami są synonimem tego co fani uważają za klasycznego Behemotha, jednak wprowadzenie gregoriańskiego chóru oraz wokalu dzieci tworzą piękny muzyczny pejzaż, który w ostatecznym rozrachunku staje się wspaniałą, zróżnicowaną wędrówką po której Behemoth prowadzi swoich słuchaczy. Utwór jest dobrze zbudowany i prezentuje delikatnie odmienne oblicze, które chce zaprezentować zespół.

„Ecclesia Diabolica Catholica” idzie śladem poprzednika. Ciężki, dudniący riff przewija się przez cały utwór, który w środku wypełniony jest świetną solówką a zakończony akustycznym outro, które wyróżnia kompozycję na tle pozostałych. W utworze następują ciekawe załamania rytmu, a uzupełnienie go po raz kolejny o gregoriański chór sprawia, że „Ecclesia Diabolica Catholica” jest kawałkiem po prostu kompletnym. Wydaje się, że jest to kompozycja, która znakomicie sprawdzi się w występach na żywo i trzeba czekać kiedy zespół uraczy ją swoich fanów na występach. W odróżnieniu od szybszych kawałków, piąty na płycie „Bartzabel” ma dość 'rytualne’ brzmienie. Wypowiadane w utworze słowa 'Come to me Bartzabel’ w połączeniu z perkusją trzymającą wolniejszy rytm i spokojniejszymi harmonizacjami dają idealną okazję dla Nergala by wprowadzić swój wokal- co oczywiście robi i robi to świetnie. Jest to kompozycja inna niż pozostałe na „I Loved You At Your Darkest” jednak badanie przez zespół nowych muzycznych obszarów z takim skutkiem z pewnością zadowoli fanów grupy.

Przechodząc dalej mamy „If Crucifixtion Was Not Enougt” i „Anelvs VXlll”, w których zespół przechodzi do swojego znaku rozpoznawczego- czyli gry, która uderza słuchacza prosto w twarz i nie daje wytchnienia. Są to utwory z klasycznym stemplem Behemotha i z pewnością zadowolą zagorzałych fanów grupy jak i nie tylko. „Sabbath Matter” podąża drogą poprzedników, jednak wyróżnia się tekstem, który jest jednym z bardziej 'ponurych’ na płycie. Trzeba jednak zaznaczyć, że świetnie komponuje się z muzyką graną przez zespół i tworzy niepowtarzalny klimat. Dodatkowo wielką siłę utworu tworzy stanowczy i zdecydowany wokal Negrala podkreślający każdy wers tekstu. Behemoth od zawsze słynął z wbijania tzw. „szpili” w religię chrześcijańską jednak warstwa liryczna tego utworu i sposób w jaki przedstawia go wokal tworzą idealną kompozycję, która broni się zarówno muzyką, aranżacją jak i właśnie tekstem.

„Havohej Pantocrator” zwalnia po raz kolejny tempo albumu, jednak nie działa to na niekorzyść krążka. Wręcz przeciwnie kompozycja jest jedną z najlepszych z najnowszego dzieła Behemotha- artystycznie melodyjna ale równocześnie ciężka i pełna tego z czego znany jest zespół. Tego kawałka po prostu trzeba posłuchać i doświadczyć bo odczucia, które temu towarzyszą po prostu trudno opisać. Kolejne na płycie są utwory zamykające „I Loved You At Your Darkest”- „Room 5:8” oraz „We Are The Next 1000 Years”, które prezentują się dość imponująco aranżacyjnie i są mocną konkluzją przed outrem „Coagvla” wieńczącym dzieło.

Jedną z rzeczy, która zwraca uwagę po przesłuchaniu „I Loved You At Your Darkest” jest brzmienie albumu. Towarzyszy mu poczucie surowości, które być może jest nawiązaniem do wczesnych dokonań zespołu w odróżnieniu do najnowszych płyt. Najbardziej słyszalna jest w czwartym utworze „Ecclesia Diabolica Catholica”, jednak ten rodzaj brzmienia przewija się przez cały album, co tworzy interesujący i przede wszystkim adekwatny klimat w połączeniu z aranżacjami.

Elementy orkiestralne użyte na albumie są świetnym zabiegiem, na który zdecydował się zespół. Nie jest ich za dużo, nie przytłaczają i nie spychają ciężkiej, metalowej gry na dalszy plan. Dodatkowo warto podkreślić role gitary prowadzącej na krążku, która jest bardziej obecna i daje o sobie znać czy to w solówce czy też w krótszej gitarowej zagrywce. Pozwala to podkreślić zarówno mroczniejsze momenty utworów jak i specyficzne, klimatyczne chwile w aranżacjach. Jedynym drobnym minusem jest miksowanie perkusji. Zdarzają się chwile, w których jest ona zbyt głośna co odwraca uwagę od pozostałych elementów utworów. Nie jest to rażący mankament, jednak w porównaniu z ogólnym zbalansowaniem brzmienia na płycie, momentalne przebijanie się perkusji przez pozostałe instrumentarium czy nawet wokal może niektórych razić.

Wokalnie Nergal ciągle się rozwija i z biegiem lat staje się lepszy w swoim fachu. Jego przesłanie w utworach o takiej tematyce nie mogłoby być tak dobre, gdyby nie oddanie i zaangażowanie się w tematykę przez wokalistę. Większość tekstów skupia się wokół antyreligijnych uczuć, a wokal Nergala jest idealnym instrumentem, który pozwala przesłać wiadomość, którą chce przekazać zespół poprzez swoją twórczość.

Na „I Loved You At Your Darkest” Behemoth czerpał brzmienie ze swoich korzeni, reflektował ostatnie dokonania i zarazem rozwinął się muzycznie poprzez badanie nowych muzycznych obszarów. To pokazuje jak zespół rośnie i nie chce do końca zamykać się na jeden gatunek. Takie działanie pozwala im rozwijać się artystycznie i przede wszystkim nie wypalić w tym co robią. Wiele zespołów boi się eksperymentować ze swoim charakterystycznym brzmieniem przez wiele czynników, jednak Behemoth na swoim najnowszym albumie nie boi się zrobić kroku do przodu i dzięki temu ich muzyka pozostaje świeża i interesująca. Dla wielu fanów może zająć to kilka przesłuchań, by w pełni docenić niuanse „I Loved You At Your Darkest” jednak będzie to dobrze spożytkowany czas tak samo jak te kilka lat Behemotha pracą nad swoim jedenastym studyjnym wydawnictwem.

9/10

Sebastian Mikiel

Napisz komentarz

Adres e-mail nie będzie opublikowany i widoczny

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.