Zespoły nagrywające na setkę zwykle mają duże doświadczenie w swoim „graniu”. Jest to uwarunkowane tym, że nagranie jednego kawałka na „setke” jest bardzo trudne. Nie są to utwory dopracowane, zawsze zdarzy się jakiś zgrzyt, niedociągnięcie- po prostu zwykłe niedoskonałości, które w późniejszej obróbce są niwelowane lub po prostu nagrywane jeszcze raz. Wiele zespołów nagrywa partie instrumentów całkowicie osobno, później jest to sklejanie w całość, docinanie i układanie w spójny utwór.
LemON poszedł na całość, chwalą się że nagrali płytę na setkę. Najpierw zamknęli się w góralskiej chacie w rodzinnych okolicach lidera zespołu Igora Herbuta, gdzie poszukiwali swoich dźwięków, poznawali swoje muzyczne wartości. Kolejnym etapem była podróż za wielką wodę. Obcy ląd stał się miejscem natchnienia lidera zespołu, który „inspirację znalazł m.in. w Museum of Modern Art, w słynnym płótnie „Numer 1” abstrakcjonisty Jacksona Pollocka.” Ciekawe prawda?
Nie jestem znawcą malarstwa, dlatego od razu przejdę dalej, tj. do omówienia najnowszego wydawnictwa tej formacji. „Tu” jest albumem zaskakującym- inna jakość LemON’a, jest wyjątkowy i przede wszystkim ciekawy. Wspólna praca, natchnienia i poznawanie siebie przyniosły rezultat, który słyszymy właśnie na tym albumie. Czuć tutaj inspiracje, a bardziej można to określić jako oddawanie hołdu muzycznym latom 70-tym i wielkim „herosom” tamtych czasów.
Jest odważnie, czasem nieczysto, nierówno, ale wyjątkowo i spójnie, bo utwory są bardzo intymne, obrazują emocje, lęki i refleksje nad sobą oraz otaczającym światem, nad muzycznym dążeniem do doskonałości choć i tak zapętlamy się i stajemy w punkcie wyjścia. Tak właśnie zrobili muzycy – każdy dąży do doskonałości, emocjonalnej lub materialnej, a oni postawili na jedną kartę. Postawili na emocje płynące w dźwiękach nastrojonych gitar, delikatnie muśniętego werbla od perkusji – tak zagrane utwory, by wyzwolić uczucia najgłębiej skrywane.
Nie spodziewałem się takiej płyty, takich emocji, nastrojów i brudu w dźwiękach, punkowego pazura z dobrym rockowym gitarowym riffem połączonego z klawiszami. Nie mamy już do czynienia z folkowo-popowym chłopięcym graniem, lecz pełnowartościowym rockowym albumem, którego muzycy nie będą wstydzić się za dziesięć lat. Mimo drobnych wad, jakie posiada ten album (głównie wspominana wcześniej nierówność i brak czystości), można go pokochać i z całą pewnością nie tylko sympatycy zespołu, ale również nowi odbiorcy będą zachwyceni tym krążkiem.
Płyta poruszy zarówno tych, którzy lubią wymyślność i różnorodność, jak i tych, którzy bardziej cenią sobie prostotę połączoną z niezwykłą głębią przekazu.
Czy tak wygląda istota muzycznej tożsamości zespołu LemON? Osobiście nie miałbym nic przeciwko. Taka wizja może zagwarantować bogatą przyszłość artystyczną, a słuchaczom noce pełne pejzaży głębokich doznań. Kto chce spotkać się z muzyką nowego wieku, do tego muzyką na tyle przystępną, że nie grozi to szokiem, nie będzie rozczarowany.
Ocena: 5,5 / 6
właśnie idę przez płytę – bardzo to ciekawe i świetnie oddałeś kimat krążka w recenzji.
Jest on niezwykle odważny, trudny.