[Recenzja Płyty] Lana Del Rey – „Chemtrails Over the Country Club”

„Chemtrails Over the Country Club” to siódma płyta w dyskografii Lany Del Rey. Następca „Norman Fucking Rockwell!” ukazał się 19 marca 2021. Jako kompletny wielbiciel jej twórczości zostałem wywołany do odpowiedzi na pytanie – czy „Chemtrails” to warta jakiejkolwiek uwagi płyta?

Odpowiedź poniżej

Jak jest między „Norman Fucking Rockwell!” a „Chemtrails Over the Country Club”?

„Norman” zapowiadał się świetnie, ale stanowczo za długo. Większość utworów z płyty usłyszeliśmy na instagramie artystki w postaci fragmentów m.in. „How To Disappear”, „Hope is Dangerous Thing…” itd. Co na początku zaostrzało apetyt – później, cóż… irytowało do granic możliwości. Tak szybko jak „Norman” wyszedł, tak szybko o nim zapomniałem.  Z „Chemtrails” pojawiły się problemy przy wydaniu, a powodem była pandemia koronawirusa. Tyle dobrego, że Lana nie popełniła już tego błędu i zostawiła nas w niepewności, prezentując dwa single spośród 11 piosenek.

Czy kolejną płytą Lana wprowadza coś nowego?

„Chemtrails” to trochę taka powtórka z „Lust for Life”, ale jego drugiej części. Śmieje się, że „Chemtrails” jest połączeniem Lany kiedy była w najlepszej formie – „Lana Del Ray aka Lizzy Grant” czyli jej nieoficjalny debiut dwa lata przed „Born to Die” – ale równie zaczerpnęła inspiracji ze swojej najsłabszej jak do tej pory płyty – „Lust for Life”. Na to szczęście, druga część „LFL” jest słuchalna i wracam do niej bardzo często. Zatem moja odpowiedź brzmi – nie. Nowa płyta Del Rey nie wprowadza niczego nowego i dla wielu może okazać się nudna, niewystarczająca, smętna. Jak pierwszy raz odsłuchałem płyty, było mi przykro, że Lana pokusiła się na nagranie albumu, który nie rusza mnie w żaden sposób. Jednak… z każdym kolejnym odsłuchem zaczęło się to zmieniać.

Smętna, ale równie piękna i emocjonalna

Trudno się nie zgodzić, że obiektywnie nie ma tutaj mocnych utworów, które były na „Born To Die”, które mogły by przykuć uwagę na tak długi czas, bo oficjalny debiut Lizzy Grant to płyta, do której najczęściej się wraca. Czy wracać można do „Chemtrails”? Oczywiście, że tak! Pomimo oszczędnych produkcji, spokojnego, folkowego brzmienia, nowa Lana wywołuje emocje. Pierwszym takim strzałem we mnie było otwierające płytę, wysoko szeptane „White Dress”. Wystarczyło kilka dźwięków pianina, a ja już miałem łzy w oczach. Jeszcze bardziej wywołała to piosenka „Yosemite”, która początkowo miała się ukazać na „Lust for Life” z 2017 roku.

We did it for fun, we did it for free
I did it for you, you did it for me

wywołuje u mnie ciarki za każdym razem, gdy tego słucham. Na tym nie koniec – piosenka łamiąca serce „Breaking Up Slowly” nagraną w duecie z Nikki Lane.

Breakin’ up slowly is a hard thing to do
I love you only, but it’s makin’ me blue
So don’t send me flowers like you always do
It’s hard to be lonely, but it’s the right thing to do

mówiąca wprost o staraniach drugiej połówki, bądź już ex o wybaczenie, ale ze względu na zadany wcześniej ból, nie da się wejść w to ponownie pomimo, że coś się czuję nadal do tej osoby – trzeba to zostawić chociaż jest ciężko i na pewno wiele osób może się z tym utożsamić. Dlatego też tekstowo uważam ‘Breaking Up Slowly’ za najlepszą spośród całego krążka.

Próba wniesienia świeżości

‘Tulsa Jesus Freak’ początkowo miała tytuł ‘White Hot Forever’ zresztą, tak jak i płyta i to miała być piosenka prezentująca wydawnictwo. Tych zmian nie oceniam, jedna i druga byłaby równie dobra. Lana nie jedzie na autotunie, ale tutaj pokuszono się o dodanie jego elementów, które bardzo dobrze współgrają z całym utworem, tak jakby próbowały go wyróżnić, ale jednak nie do końca. Kolejnym takim smaczkiem jest ‘Dark But Just a Game’ swoją drogą, bardzo radiowe. Sądzę, że na spokojnie mogłaby być jednym z singli, które tak jak ‘Summertime Sadness’ oraz ‘Dark Paradise’ z ‘Born to Die’ zyskały ogromne grono odbiorców. Cieszy mnie uśmiech w inną stronę.

Podsumowując,

‘Chemtrails Over the Country Club’ nie jest płytą dla każdego. To jak przyjmie się to folkowe brzmienie zależy od naszych osobistych preferencji. Dla mnie ‘Chemtrails’ pojawiło się w takim momencie życia, w którym potrzebuje spokoju i takiej trochę beztroskości, która prezentowana jest na krążku. Pomimo, że na płycie jest tylko 11 utworów bez żadnych wersji deluxe etc, niczemu to nie wadzi, bo nie ma tutaj żadnego zapychacza. Każda piosenka się ze sobą pięknie zgrywa. Czy nie lepiej jest zrobić 11 piosenek a nie 16 i do połowy nawet nie wracać? Sprawdźcie sami:

Napisz komentarz

Adres e-mail nie będzie opublikowany i widoczny

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.