KOMBI to polski zespół muzyczny, założony w 1969 roku przez Sławomira Łosowskiego. Zespół początkowo przedstawiał się jako Akcenty, ale od 1976 wydaje muzykę pod znaną nam nazwą KOMBI.
W tym roku zespół obchodzi 45-lecie – w ramach celebracji zostanie opublikowany nowy album (jeszcze w tym roku!). Dotychczas promowano go dwoma singlami, a 26 października pojawił się w sieci trzeci z nich – „Jeszcze wszystko przed nami”.
Z okazji szczególnych okoliczności, do których zalicza się 45-lecie zespołu, oraz z okazji premiery „Jeszcze wszystko przed nami”, miałam przyjemność porozmawiać z liderem zespołu – Sławomirem Łosowskim.
Dzień dobry! To już 45 lat, odkąd KOMBI znajduje się na polskiej scenie muzycznej. W międzyczasie dochodziło do kilku zmian – nazwy, składu, ścieżki muzycznej. Jesteś zadowolony z tego, gdzie się teraz znajdujecie?
Tak, jestem zadowolony. KOMBI we współczesnym składzie ma wielki potencjał, który stale wzrasta co słychać na koncertach i w nagraniach a ja pracuję twórczo na pełnych obrotach. Czego chcieć więcej.
W jaki sposób byś określił aktualne Kombi? Uważasz, że mocno się różni od tego z wcześniejszych lat?
Jasne że się różni. Nawet gdyby zespół grał w starym składzie też by się dzisiaj różnił od tego jak grał i brzmiał w latach 80. Nawet w tamtej dekadzie przechodził metamorfozy. Właściwy styl KOMBI ukształtował się dopiero od płyty „Nowy Rozdział” i poprzedzających ją dwóch singli, gdy miałem już instrumentarium i podstawowe warunki aby iść własną drogą. W tamtych latach KOMBI stało się jednym z najbardziej popularnych zespołów w Polsce, a nasze utwory weszły do kanonu polskiej muzyki rozrywkowej. Obecne KOMBI to jest kontynuacja już w nowym składzie. Podkreślamy zawsze, że to nie jest zespół w starym składzie sprzed ponad 30 lat, a KOMBI Sławomira Łosowskiego w nowym. Ale i ten nowy skład ma już spory staż, bo perkusista gra w zespole od 1991 r., wokalista 16 lat a basista 7. Natomiast najważniejsze, że KOMBI ma cały czas swoje rozpoznawalne brzmienie a ja jestem strażnikiem tego brzmienia, co słychać nie tylko wtedy, gdy gramy stare hity, ale także w nowych utworach, a szczególnie w najnowszym singlu.
W najnowszym singlu „Jeszcze wszystko przed nami” udzielasz swojego wokalu w refrenach. Nie masz czasem ochoty robić tego częściej? Czy wolisz zostawić tę pałeczkę wokaliście?
Skoro muzycznie i tekstowo piosenka mocno nawiązuje do mojej historii, należało to jakoś podkreślić, stąd mój epizod wokalny. Generalnie jednak wolę zostawić ten departament Zbyszkowi, który jest wokalistą zawodowcem, a ja wokalistą nie jestem. Ale dopowiem, że piosenka „Jeszcze wszystko przed nami” to nie jedyny utwór na płycie, gdzie wykorzystuję swój głos. Jest on też w „Minerale życia”,„Zalogowanym” i w kilku innych utworach, choć często przetworzony do formy prawie instrumentu.
„Jeszcze wszystko przed nami” jest bardzo osobistym utworem, do którego zresztą skomponowałeś muzykę. Cały album będzie utrzymywać osobisty klimat? Singiel ten jako jedyny będzie oddawać styl Waszego kultowego albumu „Nowy rozdział”. Ukłon w stronę najwierniejszych fanów?
Muzyka albumu ma dość osobisty klimat choćby z tego powodu, że są to moje kompozycje. A ta piosenka to przede wszystkim prezent dla najstarszych fanów. Jedyna piosenka na płycie tak ewidentnie nawiązująca do tego, jak tworzyłem i aranżowałem muzykę oraz nagrywałem w połowie lat 80. Choć nawet w tej piosence przed refrenami pozwoliłem sobie na kawałek współczesnego bitu i brzmienia. Na razie nie miałbym chyba chęci zrobienia całej płyty w tej konwencji, ale w przyszłości kto wie. Nowa płyta, którą wkrótce wydamy, to przede wszystkim współczesne elektroniczne granie. Elektroniczne na życzenie bardzo wielu fanów. Ale w każdym utworze bez problemu można usłyszeć charakterystyczne kombiowe dźwięki, akordy, arpeggia, brzmienia i sample. Większość materiału nowej płyty to takie same świeże podejście do twórczości jak miałem w latach 80. Tyle, że w międzyczasie jako człowiek i muzyk się rozwijałem, więc pokazuję muzykę współczesną – taką, jaką tworzę dzisiaj – a nie karmię słuchaczy tylko retrospekcją.
Słyszy się, że jako zespół macie udane relacje z fanami. Podczas koncertów pod sceną zawsze znajduje się sporo widzów. Jak to robicie? Macie na to jakiś specjalny przepis?
Mamy wspaniałych fanów – przyjaciół, począwszy od osób, które prowadziły fankluby w latach 80., kończąc na młodych ludziach urodzonych w czasie całej historii zespołu. Nic szczególnego nie robimy poza graniem i szacunkiem dla nich oraz spotkaniami przy każdej możliwej okazji. Ciekawe by było ich zapytać jak oni postrzegają mnie i KOMBI oraz dlaczego są w takiej bliskie relacji. Jest coś na rzeczy jeśli mówimy o naszych fanach, skoro w ciągu kilku dni od premiery poza szybkim wzrostem tysięcy słuchaczy mamy tak bardzo dużo komentarzy na naszym kanale YT. Na większość z nich odpowiadamy i często ten kontakt przenosi się już na bezpośredni kontakt mailowy oraz spotkania. Nasza kombiowa społeczność jest naprawdę wyjątkowa.
Ciężko się utrzymać na szczytowej pozycji przez tyle czasu, a Wy z tym nie macie problemu. Na Waszej stronie internetowej widnieje zakładka „Fanclub”. To musi być duże wyróżnienie dla osób, które zajmują się Waszym fanclubem. Kto wpadł na pomysł stworzenia takiej zakładki? To oznaka wdzięczności za to, co ci ludzie dla Was robią?
To właśnie fanklub generuje takie pomysły i pomaga nam komunikować się ze słuchaczami muzyki KOMBI. Bez ich udziału sami byśmy tego nie dali rady ogarnąć. A ja z kolei staram się choć krótko odpowiedzieć na każdy mail, który przychodzi do mnie.
Organizujecie jubileuszową trasę koncertową? Masz przygotowaną wizję tego, jak to będzie wyglądać? Odświeżone aranżacje, nowe kompozycje? Pojawią się specjalni goście?
Ciekawe pytanie, bo KOMBI nie robiło nigdy specjalnych tras jubileuszowych tylko pojedyncze koncerty 10, 15 i 40-lecia. Wszystkie zresztą zarejestrowałem i zostały wydane na płytach. Rok jubileuszowy jeszcze trwa i wydanie nowej płyty z premierowymi utworami jest jego głównym akcentem. W dobie pandemii musieliśmy odpuścić ambitne plany koncertu z orkiestrą oraz inne wydarzenia. Ale uhonorowano nas na tegorocznym KFPP w Opolu, na którym wystąpiliśmy w koncercie „Od Opola do Opola”. Również odsłoniłem w Alei Gwiazd w Opolu gwiazdę KOMBI. Miesiące jesienno-zimowe wykorzystujemy na zmiany w aranżacjach i w programie, do którego wprowadzamy nowe utwory. Zatem w przyszłym roku należy spodziewać się, że nasze koncerty znów będą miały świeżego ducha.
Podczas pandemii zagraliście jeden koncert internetowy, bez publiczności. Jakie to było doświadczenie? Sprawiło choć trochę satysfakcji, w porównaniu z koncertami granymi na żywo z widownią?
Takie sobie wrażenie. Granie bez publiczności to jak całowanie się przez szybę. Miejmy nadzieję, że pandemia będzie wygasać i nie będziemy musieli grać takich koncertów.
Twój syn, Tomasz Łosowski, należy do Kombi już od 30 lat. Z każdym rokiem rozwija swoje skrzydła – czy to z Kombi, czy tworząc dla innych artystów, czy też wydając solowe wydawnictwa. Na pewno jesteś z niego bardzo dumny.
Owszem jestem. Ale to nie rodzaj dumy, tylko szacun. Nie potrzebuję żywić się dokonaniami dzieci. A mają duże, szczególnie jako ludzie a przy okazji też muzyczne.
Gdy spotykacie się na próbach, na koncertach, w studio – traktujesz go jako kolegę z zespołu czy mimo wszystko pojawia się instynkt ojcowski?
Wszystkich muzyków traktuję jednakowo. Nie ma wyjątków. Zresztą nigdy nie mówi do mnie tato, bo jesteśmy od czasu jego matury na ty i mówi do mnie po imieniu. Więc w zespole relacja jest tylko zawodowa.
Oprócz muzyki tworzysz również rysunki. Dlaczego nazywasz je „gra-fikami”?
Po prostu kiedyś zaistniała konieczność określenia moich prac jakimś terminem. Nie chciałem nazwać ich zbyt dostojnie lub poważnie. Tym bardziej, że czasem robię sobie w tych rysunkach niezłe jaja. Najbardziej dowcipnym okazał się ten termin że gram i fikam co łącznie daje gra-fiki.
Myślałeś o tym, aby kiedyś stworzyć oprawę artystyczną któregoś z Waszych albumów?
Moje rysunki były i są wykorzystywane w oprawach graficznych KOMBI od końca lat 80. od okładki płyty „Tabu”. Dzisiaj moje grafiki zdobią nasze sceniczne ubrania i występują w najnowszym teledysku „Jeszcze wszystko przed nami”. Więc to się w różnych formach dzieje.
KOMBI powstało w czasach, gdy królowały płyty analogowe oraz kasety. Aktualnie ludzie najczęściej sięgają po płyty CD, o ile w ogóle zaopatrują się w wersje fizyczne albumów – serwisy streamingowe są coraz popularniejsze i to one liczą się coraz bardziej, choćby do statusu sprzedaży płyt. Tęsknisz za tamtymi czasami czy pogodziłeś się z taką koleją rzeczy?
Pochodzę z epoki płyt pocztówkowych. Nie znam kulis, ale wydaje mi się, że była to forma legalnego piractwa w latach 60. w PRL-u. Kupowało się muzykę wytłoczoną na plastikowych pocztówkach, którą tzw. „prywaciarze” kopiowali z oryginalnych płyt polskich i zachodnich. Wątpię, że płacili zespołowi „The Beatles” i innym za prawa autorskie i wykonawcze. Nie były to trwałe nośniki jak klasyczne płyty, ale dało się przez jakiś czas tego słuchać na gramofonie „Bambino”. Jako 14-letni chłopak kupiłem z 16-letnim sąsiadem zza płota taki gramofon na spółę. Potem już słuchałem muzyki wyłącznie na magnetofonach taśmowych („Tonette”, „Tesla”), aby poprzez kaseciaka dotrzeć do cd. Ale w niczym mi nie przeszkadza współczesna technologia cyfrowa i internetowy sposób dystrybucji muzyki z wyjątkiem nędznego wynagrodzenia za tego typu sprzedaż. Wszak jako twórcy i wykonawcy z tego żyjemy. Pomijając to wszystko oświadczam, że nie tęsknię do żadnej przeszłości, żyję teraźniejszością i patrzę w przyszłość wierząc, że jeszcze wszystko przed nami.
Pamiętasz może pierwszy winyl bądź kasetę, którą zakupiłeś?
Z winylowych płyt miałem kupione tylko „Dziwny jest ten świat” Czesława Niemena i jedyną wydaną płytę zespołu „Polanie”. Kaset z muzyką miałem znacznie więcej, ale wtedy nie kupowało się tylko nagrywało od kumpli i z radia.
Twój gust muzyczny zmienił się na przestrzeni lat czy nadal słuchasz swych ukochanych artystów, którzy wcześniej tworzyli?
Prawie zupełnie nie słucham muzyki sprzed lat. Wyjątkiem są koncerty znanych gwiazd muzyki światowej, które uwielbiamy z żoną oglądać. Jak np. ostatni sfilmowany koncert The Doors na festiwalu Live At The Isle Of Wight Festival 1970 czy koncerty Prince’a i Rolling Stones sprzed lat. Za to jak jadę czasem pociągiem i mam wolny czas, to przemiatam internet i słucham tego, co ma datę premiery nie starszą niż 2019 r. Nawet nie interesuje mnie nazwa wykonawcy czy zespołu. Jak mi się podoba to słucham utworu do końca, a jak nie, to biorę na tapetę inne nagrania.
Gdybyś miał zachęcić odbiorców do zasięgnięcia po Wasz jubileuszowy krążek, opisując go, jak byś to ujął?
To energetyczna podróż przez kombiową galaktykę w przyszłość, z bagażem tego, co własne i charakterystyczne w muzyce KOMBI dotychczas. Żywa muzyka elektronowa grana tym razem głównie na elektronicznych instrumentach analogowych i pięknie zaśpiewana. Zawiera moje własne przetwórstwo cyfrowe, malowanie dźwiękami, sample, a co najważniejsze, ma cały czas nasz własny styl i brzmienie identyfikujące KOMBI wśród wielkiej rodziny wszelkich zespołów i twórców. Muzyka prawdziwa, pochodząca z serca, która niech wszystkich wzrusza lub bawi, nigdy smuci. Życzę dobrego słuchania.
Dziękuję za rozmowę i życzę wszystkiego najlepszego z okazji 45-lecia Kombi!