Kabaret Kałasznikof: „Gdy człowiek raz coś pokocha pełnym sercem to będzie już temu wierny na zawsze” [WYWIAD]

Powstał w 2007 r. Obecnie jego skład tworzą Beata Kabzińska i Łukasz Zaczek. W jakim kierunku będzie rozwijała się polska scena kabaretowa? Kto jest dla Nich inspiracją? Dlaczego zdecydowali się udostępnić swoje skecze w Internecie zaraz po premierze? O to zapytaliśmy Kabaret Kałasznikof.

 

Kabaret Kałasznikof został reaktywowany rok temu. Wcześniej występowaliście w Kabarecie 44-200, ale powróciliście do grania we dwójkę. Jaki był powód takich zmian?

Łukasz: W Kabarecie Kałasznikof stawialiśmy nasze pierwsze kroki na scenie. Z czasem zdecydowaliśmy się na zmiany i powstał kabaret 44-200. Występowaliśmy w 5-osobowym zespole przez prawie 5 lat. Ta formuła się jednak wyczerpała i tak w naturalny sposób ten projekt został zamknięty. Z Beatą jednak nie jesteśmy w stanie żyć bez kabaretu. Gdy człowiek raz coś pokocha pełnym sercem to będzie już temu wierny na zawsze. Z takiej potrzeby nastąpił naturalny powrót do Kałasznikofa.

 

Co kabaret ma w sobie takiego, że kochacie go całym sercem?

Beata: Ja porostu lubię sprawiać ludziom radość i dzielić się nią w tak czystej postaci jaką jest uśmiech. To cudowne uczucie, kiedy mogę swoimi czynami, słowami, gestami spowodować, że na czyjejś twarzy pojawi się szczęście, że na kilka chwil zapomni o setkach codziennych problemów i na jakiś moment po prostu przeniesie się do pięknej, komediowej, radosnej sytuacji. To oczywiście działa w dwie strony, dzięki temu, ze ja wywołuję uśmiech na czyjejś twarzy, to automatycznie ten uśmiech pojawia się też na mojej. Kabaret to dla mnie czysta terapia śmiechem. Inne formy teatralne również działają na tej samej zasadzie, ale ja, akurat  w formach komediowych odnajduję się najlepiej.

 

W grudniu mieliście premierę programu „Charaktery„, a wkrótce po tym wrzuciliście najnowsze skecze do Internetu. Dlaczego zdecydowaliście się na taki krok?

Łukasz: Rzeczywiście. To nie jest standardowe działanie. Podjęliśmy taką decyzję bo chcieliśmy w krótkim czasie po reaktywacji przypomnieć o sobie i zasygnalizować, że jesteśmy, działamy, bawimy. Z perspektywy czasu już wiemy, że to była świetna decyzja i bardzo nam pomogła w tym by przypomnieć się publiczności kabaretowej.

 

Nie boicie się, że na kolejne występy przyjdzie mniej osób, skoro skecze już widzieli w Internecie?

Łukasz: Absolutnie nie. W Internecie znajduje się tylko kilka skeczy. Nasz repertuar jest o wiele szerszy. Nawet numery, które można zobaczyć w Internecie zmieniają się, żyją i ciągle zaskakują nas i publiczność. Już po wakacjach zaczniemy prezentować nasz nowy program.

Beata: Bardzo ważną kwestią, którą trzeba podkreślić jest fakt, że kabaret na żywo, a kabaret w telewizji czy Internecie, to dwa różne światy. Wiadomo, że żarty są te same, ale występ na żywo dodaje mnóstwo innych, bardzo ważnych aspektów, jak chociażby interakcja artystów z publicznością, czy mnóstwo spontanicznych, genialnie śmiesznych sytuacji, na które w telewizji nie ma miejsca, ponieważ telewizja nie daje możliwości improwizacji.
Zawsze powtarzam że osoby, które są zrażone do formy jaką jest kabaret przez skecze, które widzą w telewizji, koniecznie muszą przyjść na jakikolwiek kabaret na żywo. Z pewnością zmienią zdanie.

 

Skąd czerpiecie pomysły na skecze? Macie jakiś sprawdzony sposób, aby dany skecz porwał publiczność?

Łukasz: Pomysły biorą się z głowy, a w głowie biorą się z obserwacji świata. Patentu na hit nie ma. Gdyby był, to świat byłby zasypany hitami. Wiadomo, że zawsze pomocne są: charakterystyczna i dobrze postawiona postać, komiczna i dająca wiele możliwości sytuacja, gęste nagromadzenie żartów słownych. Jeśli te 3 czynniki się zazębią to jest szansa na bardzo dobry numer.

Beata: Dokładnie, to trochę wyświechtany tekst, ale to prawda, że życie samo pisze najlepsze scenariusze.

 

Macie swój ulubiony skecz z bieżącego repertuaru?

Beata: Moim ulubionym jest „Zoo”, dlatego, że przypomina mi czasy, w których grałam w teatrze dla dzieci i przebierałam się za bajkowe postaci. Publiczność też świetnie się bawi, bo w takiej scenerii wszyscy wracają wspomnieniami do wycieczek po Zoo z dzieciństwa.

 

Jesteście gospodarzami cyklu imprez „Kabaret Kałasznikof zaprasza”
w Rybniku, gdzie zaprosiliście Kabaret Chyba czy Kabaret Weźrzesz. Planujecie kolejne wieczory? Kogo zaprosiliście lub chcielibyście zaprosić?

Łukasz: Oczywiście, cykl powraca jesienią. Już 30 września naszym gościem będzie Kabaret Czesuaf. Zapraszamy do nas tylko najskuteczniejsze i najbardziej ambitne grupy. Takich gości można się spodziewać na kolejnych imprezach.

Więcej informacji o wydarzeniu:
https://wybieramkulture.pl/kalasznikof-zaprasza-3-kabaret-czesuaf/

 

Jesteście wspierani przez Kabaret Młodych Panów (co widać, bo supportowaliście koncerty na RYJKU, a ostatnio Łukasz był komentatorem Legendarnego Kosmicznego Meczu). Czy Kabaret Młodych Panów jest dla Was inspiracją?

Łukasz: Z Młodymi Panami oczywiście bardzo się lubimy. Wszyscy wywodzimy się z jednego kabaretowego nurtu i pierwsze kroki (chociaż w różnych przedziałach czasowych) stawialiśmy na tych samych scenach. Zarówno Fundacja Piątka (odpowiedzialna za Legendarny Kosmiczny Mecz czy KABAryjTON) jak i agencja Star Manager założone przez Kabaret Młodych Panów zaprosiły nas do wielu projektów i wspierają nas  na co dzień pośrednio i bezpośrednio. Są tam ludzie, którym trudno będzie nam się odwdzięczyć za ogrom otrzymanego wsparcia.
Co do Kabaretu Młodych Panów, to na pewno inspirują nas organizacyjnie i logistycznie, bo to chyba najlepiej stworzony projekt kabaretowy jaki znam.

Beata: Dla mnie inspiracją jest każdy kabaret, którego nazwa jest marką samą w sobie. Wiem, jak ciężko pracuje się na to, aby skraść serca publiczności, aby po występie ktoś przyszedł, uścisnął dłoń i powiedział „bawiłem się doskonale, dziękuję”. Są grupy kabaretowe, na których występ bilety wyprzedają się w kilka dni. Ich nazwa jest po prostu gwarancją dobrej zabawy. I to jest właśnie największą inspiracją dla mnie, aby pracować nad zapewnieniem takiej gwarancji dla publiczności.

 

W tym roku rozgrzewaliście publiczność na Śląsku, m.in. w Chorzowie przed Kabaretem Hrabi. Jak się czuliście występując przed nimi?

Łukasz: Zawsze takim występom towarzyszy odrobina presji. Hrabi oddają nam na jakiś czas swoją publiczność. Publiczność fantastyczną, ale przy tym wymagającą. Pełna sala ludzi oczekujących na swoich ulubieńców to piękne audytorium, ale zarazem czynnik stresogenny bo wiadomo, że my tylko „pożyczamy” tę publiczność. Dlatego zawsze gramy swoje najlepsze numery, żeby satysfakcja publiczności w oczekiwaniu na gwiazdę była jak największa.

 

Zdobyliście już wiele nagród, m.in. I miejsce i nagrodę publiczności na SZPAKU. Czym dla Was są zdobyte nagrody i czy motywują Was działania?

Beata: Oczywiście każde wyróżnienie motywuje do działania, szczególnie miłe są nagrody publiczności, bo uznanie odbiorców jest chyba dla każdego artysty sprawą kluczową. Na festiwalach kabaretowych publiczność jest wymagająca, to osoby, które lubią i znają się na kabarecie. Jury może mieć sporo uwag do tego, co robimy na scenie i oczywiście z chęcią przyjmujemy każdą konstruktywną krytykę, ale po to tworzymy kabaret, aby zdobyć serca publiczności. I jeśli wiemy, że na danym przeglądzie te serca udało się skraść to już niczego więcej nam do szczęścia nie potrzeba.

 

Występowaliście w tym roku na KABAryjTONIE, który przyciąga tłumy ludzi. Czujecie tremę przed takimi występami z dużą ilością osób? Czy ilość osób zgromadzonych nie ma wpływu na Wasze samopoczucie?

Łukasz: U mnie trema jest odwrotnie proporcjonalna od ilości widzów. Im więcej osób tym mniejszy stres. Prawdziwa próba charakteru to występ np. dla 20 osób, wtedy widzisz każdego widza, czujesz jak obserwują Cię w każdym szczególe. Występy dla kilkutysięcznej widowni to największa przyjemność.

Beata: Ja się nie stresuję w takim negatywnym znaczeniu, dla mnie trema przeistacza się w jakiegoś rodzaju adrenalinę związaną z byciem na scenie, ale ta adrenalina jest bardzo pozytywna.

Fotorelacja z tegorocznego KABAryTONU:
https://wybieramkulture.pl/kabaryjton-2018-fotorelacja/

 

W tym roku na PACE było więcej stand-uperów, a mniej tradycyjnych kabaretów. Jak myślicie, w jakim kierunku będzie rozwijała się polska scena kabaretowa w ciągu najbliższych lat?

Łukasz: Nie ma co ukrywać, że młodzież chcącą się realizować na scenie kieruje się w stronę improwizacji i stand-upu, bo są to formy, w których o wiele szybciej i łatwiej można uzyskać efekt komediowy. Kabaret jest formą zdecydowanie najtrudniejszą i nie wybacza braków warsztatowych i niechlujności. Właśnie dlatego należy się pogodzić z faktem, że polski kabaret się sprofesjonalizował i w najbliższym czasie na festiwalach raczej nie pojawi się zalew „świeżej krwi”. Jednak gdy minie trochę czasu znowu nastąpi zmiana, zwrot do klasycznych form. Takie zjawisko we wszelkiego rodzaju sztukach obserwuje się od setek lat. Trzeba to raczej traktować jako szansę, a nie zagrożenie. W Polsce, dla kabaretu zawsze znajdzie się miejsce. Istnieje milionowa, żelazna publiczność, która lubi tę formę i to się nie zmieni przez wiele lat.

Fotorelacje z 34. PAKI: https://wybieramkulture.pl/34-paka/

 

Kabaret Kałasznikof na Facebooku:
https://www.facebook.com/KabaretKalasznikof/

Napisz komentarz

Adres e-mail nie będzie opublikowany i widoczny

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.