Przyszła jesień, dwa dni wolnego zamiennie po dwóch dniach pracy. Cóż robić w te niestety już zimne dni? Jesienna chandra postanowiła mnie przywiązać do łóżka, a ja postanowiłem zrobić z tym coś pożytecznego. Kilka dni temu do moich rąk przywędrowała nowa książka Roberta Małeckiego – „Najsłabsze ogniwo”, które to dziś ma swoją premierę.
Do tej pory to książka, którą przeczytałem najszybciej z tych, które pamiętam, ale też taka ona po prostu jest, niesamowicie wciąga, choć też długo czekałem na większy rozwój wydarzeń, przez co traciłem cierpliwość, ale to też na plus – przez ten brak cierpliwości czytałem jak najwięcej miałem wolnego czasu, by odkryć zakończenie tej książki.
Piotr Warot popularny pisarz żyje z żoną Karoliną oraz dwójką ich dzieci – synem wchodzącym w świat nastolatków oraz z małoletnią córką. Pewnego dnia para postanawia zorganizować grilla, na którym ma zjawić się Aleks Warot, brat Piotra oraz jego partnerka Alicja. Jednak, Aleks zjawia się sam, nie mając żadnych podejrzeń, że mogło stać się coś złego.
Brat głównego bohatera miał przenocować u niego, lecz następnego dnia po Aleksie nie było śladu. W tym samym czasie siostra Alicji zgłosiła jej zaginięcie.
Żeby tego było mało, ostatnią osobą, która widziała Alicję był właśnie Piotr. Staje on w kręgu podejrzeń, choć nie zostaje oficjalnie oskarżony z braku jakichkolwiek dowodów świadczących o możliwym popełnieniu jakiegokolwiek przestępstwa. Na tym nie koniec – po nocnej jeździe samochodem w lesie, Warot zauważa syna swojego sąsiada, policjanta. Z braku świateł w rowerze chłopca, Piotr postanawia odwieźć nastolatka do domu autem i odprowadza go pod sam dom. Dnia następnego do Piotra dociera informacja, że… chłopak ten zaginął.
W poszukiwania chłopca zaangażowani są jego rodzice, policja, Piotr i najbliższe sąsiedztwo. Jednak ktoś jest przed nimi o jeden krok dalej i umiejętnie manipulując po raz kolejny stawia Warota w kręgu podejrzanych.
Do czego tajemnice najbliższego otoczenia są w stanie doprowadzić? Jak tajemnice, które nigdy nie miały wyjść na światło dzienne zawyrokują na teraźniejszość, popychając człowieka do tak drastycznych czynów, by chronić siebie?
W tym przypadku miałem te same odczucia co przy „Zmorze”. To chyba już taki styl pisania i układania fabuły Pana Roberta sprawia, że niby na początku historia jest taka „okej, będę czytał dalej, zobaczymy o co w tym chodzi i co się wydarzy”, by na końcu rzucić bombę i dać czytelnikowi szereg takich emocji, że siedzi się z wytrzeszczonymi oczami, z bijącym sercem, strachem przed tym, że wszystko może się skończyć nie tak, jak już sobie w głowie układaliśmy.
Często miewam tak, że staram się domyślić kto jest tym złym, lecz tutaj mi się to kompletnie nie udało. Do samego końca nie umiałem określić na kogo wypadnie. I za to właśnie bardzo cenię sobie Pana Roberta. Dlatego cieszę się, że mogę mieć w mojej domowej biblioteczce jego powieści. Koniecznie zapoznajcie się z „Najsłabszym ogniwem”!