Dziś dla zespołu Bastille ważny dzień, ponieważ wychodzi ich najnowszy, czwarty już krążek „Give me the Future”. Oficjalnie zadebiutowali niezależnie w 2010 roku singlami „Flaws” i „Icarus”, a te dwa utwory zostały tak dobrze przyjęte, że dały im przepustkę do kariery. Rok później, podpisali kontrakt z wytwórnią Virgin Records i pod ich ramieniem pracowali nad debiutancką płytą „Bad Blood” (2013), z której pochodzi ich największy hit „Things We Lost In The Fire”. Co trzy lata Bastille wydawali kolejne płyty „Wild World” oraz „Doom Days”. Od ostatniej płyty minęły ponownie trzy lata, a jego owocem jest „Give me the Future”.
„Dziko ambitny nowy album Bastille to hołd dla czasów technologii i przebłysk tego, co może nadejść. Odkrywając zarówno możliwości nowej technologii, jak i ciemną stronę życia w Internecie, jest tak zabawny, jak i prowokujący do myślenia, dystopijny i przyjazny na parkietach tanecznych i tak elektroniczny, jak nigdy dotąd” – takie słowa możemy przeczytać w notce o najnowszym krążku Bastille „Give me the Future”. Jak Panowie sprawdzili się w nurcie electro?
Na pierwszy singiel weszła najlepsza piosenka z całej płyty „Distorted Light Beam”. Takiego chaosu i bomby w refrenie się od Bastille nie spodziewałem. Przy tym utworze nie tylko nogi chcą rwać się do tańca, ale całe ciało. Premiera tego singla miała miejsce 23 czerwca ubiegłego roku w jednej z najważniejszych radiostacji w Wielkiej Brytanii – BBC Radio 1 w audycji Annie Mac. „Distorted Light Beam” niesie za sobą bardzo ważne przesłanie, które dla wielu może być życiową lekcją, a także jest zmorą dzisiejszych czasów w social mediach. Nastolatki, a także młodzi dorośli, myślą, że mogą być kimś zupełnie innym niż w rzeczywistości, często myślą, że mogą wszystko lecz w życiu realnym są kimś zupełnie innym.
To też podejmuje bardzo ważny temat – mianowicie, jakby głębiej wejść w interpretację tego tekstu, może on okazać się trudnym i przykrym dla kogoś, kto rozumie o co chodzi. Przez brak perspektyw, spełniania marzeń, wymyślamy nowe wersje samych siebie, którymi chcielibyśmy być, ale nie jesteśmy.
Jeden z kolejnych singli „Thelma i Louise” jest hołdem dla amerykańskiego dramatu z 1991 roku o tym samym tytule. Historia dwóch kobiet opisuje ich ucieczkę od szarej rzeczywistości i ich podróży przez Amerykę, a także problemów, które spotykają na swojej drodze. Jest to kolejna próba ucieczki od problemów, które sączą od środka. Dwie przyjaciółki chcą poczuć się wolne, zapomnieć o minionych wydarzeniach i czuć beztroskość. Bastille fajnie przedstawili tę opowieść w animowanym klipie. Animacja dodała urok w odbiorze tego utworu, bo jest to zupełnie inny świat. Taki, który nie istnieje, a do którego chciało by się wyruszyć w podróż i nie wracać.
To nie koniec smutnych opowiadań. Gdy wczytamy się bardziej w „No Bad Days” możemy bardzo szybko ulec emocjom. Wokalista zespołu napisał ten kawałek dla swojej cioci zmarła w 2019 roku na raka, z którym walczyła przez ponad 20 lat. Artysta w tekście wyraził swoją nadzieję, że tam, gdzie jego krewna znajdzie się po śmierci, nie będzie już cierpieć. Zabrano jej przyszłość, ale ma też to swoje plusy. Jest to jedna z wolniejszych piosenek na płycie, nie okraszona elektronicznym bitem, a bardziej przypomina wcześniejsze dokonania zespołu.
Po premierze całej płyty, najbardziej moją uwagę zwróciła piosenka „Plug In…”, która mówi o tym, do czego świat dąży i co przy tym traci. Dążenie do nadmiernej wolności, do bogactwa, uciekanie w pornografię i spaniu z „robotem” obok siebie. W zwrotkach Dan wymienia rzeczy, które na chwilę mogą urozmaicić życie człowieka, ale nie na zawsze, ponieważ w refrenie marzy o czułości i większej emocjonalności i oddaniu, nawet jeśli to zanika, chce wierzyć, że to pozostanie.
W wyżej wymienionych utworach wszystko się ze sobą zazębia. Bastille nagrali płytę, która pokazuje z jakimi problemami obecny świat się boryka. Choć chcielibyśmy być bogaci, żyć pełnią życia i niczego sobie nie żałować, nie patrząc na uczucia drugiej osoby i przekraczając pewne granice, to tak naprawdę ta „normalność”, „zwyczajność” i zwykła „codzienność” może sprawić, że będziemy istotami szczęśliwymi, tylko musimy potrafić sobie zaufać i chcieć zaufać. Pięknie w klamrę zamyka płytę piosenka „Future Holds” – w której artysta śpiewa, że przyszłość jest nieważna, jeśli ma się obok osobę, którą się kocha bądź kogoś, kto jest dla niego ważny. Doskonała puenta.
„Give me the Future” to tytuł, który mówi o lęku przed przyszłością, o człowieku, który mimo obaw chce zobaczyć w jakim kierunku będzie podążał świat.
Czwarty longplay zespołu Bastille to dotąd najlepszy z całej ich dotychczasowej dyskografii. Wsłuchajcie się przede wszystkim w te teksty, a znajdziecie w nim swoje bolączki i obawy.
Specjalnie nie chciałem pisać więcej o tym jak muzycznie brzmi dany utwór, ponieważ to warstwa tekstowa albumu jest jego największą siłą.