Po zakończonej serii kryminałów z Dionizą Remańską autorstwa Hanny Greń, miałem przyjemność porozmawiać z autorką o jej pisaniu. Zapraszam do przeczytania wywiadu!
Książki wchodzące w skład serii to: „Wioska kłamców”, „Więzy krwi”, „Piąte przykazanie”, „Miasto głupców” oraz „Śmiertelna dawka”.
Mariusz Majchrzak: Kiedy pojawiła się w Pani głowie myśl, że chciałaby Pani zostać autorką książek?
Hanna Greń: Dawno, dawno temu, gdy byłam małą dziewczynką, postanowiłam, że zostanę pisarką. Trochę to trwało, ale słowa dotrzymałam.
Dlaczego wybrała Pani właśnie gatunek kryminałów?
Zawsze lubiłam czytać kryminały, w innych gatunkach także poszukiwałam opowieści z zagadką kryminalną w tle. Dlatego nie wyobrażałam sobie, że mogłabym pisać coś innego i nawet w obyczajówkach (cykl „Polowanie na Pliszkę”) umieściłam kryminalny wątek. Koleżanki po piórze żartują, że „Hania bez trupa nie umie”.
Skąd pomysł na tworzenie fikcyjnych miejscowości w Pani książkach w serii z Dionizą Remańską?
Zaczęło się od „Wioski kłamców”. Umiejscowiłam akcję w wiosce zasiedlonej przez byłych więźniów i innych wyrzutków społeczeństwa, i nie chciałam, by jakiś czytelnik poczuł się dotknięty, że przedstawiłam jego rodzinną wieś jako siedlisko ludzi wyklętych ze społeczeństwa. Dlatego na potrzeby fabuły wymyśliłam Strzygom. Ponieważ czytelnikom spodobała się legenda o powstaniu wioski, postanowiłam pójść za ciosem i wszystkie części cyklu osadzać w fikcyjnej miejscowości owianej jakąś legendą.
Diona jest konkretną postacią – potrafi spojrzeć obiektywnie na sytuacje, które pojawiają się na jej drodze, nie poddaje się emocjom i uważa, że płacz po stracie w niczym nie pomoże. Dla niej ważne jest działanie. Pomimo tego, tę postać da się lubić.
Mam nadzieję, że większości czytelników nie przeszkadzają akurat te cechy Diony, bo w tym konkretnym przypadku wzorowałam ją na sobie. Nie umiem płakać, wobec czego skupiam się na działaniu. Zamiast bezproduktywnie rozpaczać, staram się zaradzić złu albo zminimalizować straty. (No i znowu wyszła ze mnie księgowa ☺).
Czy wykreowała Pani kiedykolwiek postać w swojej książce, której Pani nie polubiła?
Oczywiście że tak! Jest nią na przykład Eliza Rogowska – bohaterka pierwszej Wyliczanki, czyli „Mam chusteczkę haftowaną”. Przez niemal całe życie była z niej taka „melepeta”, pozwalająca innym, by za nią decydowali. Fabularnie taka właśnie miała być, ale przez to nie umiałam jej polubić. Innym przykładem może być Jolanta Tarnawa – drugoplanowa bohaterka „Północnej zmiany”, która jest ofiarą przemocy domowej i nie tylko nie robi nic, by odmienić swój los, ale wręcz broni swojego kata przed koleżankami. Takie zachowanie zawsze wydawało mi się niepojęte. Kiedy jednak bardziej zgłębiłam temat, zrozumiałam, że nie można oceniać ofiar przemocy zero-jedynkowo. Dlatego w drugiej części, gdzie Jolanta jest główną kobiecą bohaterką, moje nastawienie do niej zmieniło się radykalnie.
Gdy zabiera się Pani do tworzenia kolejnej książki, w jaki sposób to następuje? Ma Pani gotowy scenariusz na zakończenie fabuły, czy pozwala Pani „żyć własnym życiem’ bohaterom, a zakończenie jest niewiadomą?
Szkielet wątku kryminalnego z zakończeniem włącznie od początku jest obmyślony. W trakcie pisania aktualizuję go o nowe pomysły lub modyfikuję sceny, gdy dochodzę do wniosku, że opisane zdarzenie jest nieprawdopodobne, niepasujące do fabuły czy zwyczajnie głupie. Wątkiem obyczajowym natomiast rządzą bohaterowie i nigdy nie wiem, na jakie rafy zdryfują.
Nie boi się Pani podejmować trudnej tematyki w swoich kryminałach – nie podaję szczegółów pierwszej i trzeciej części, aby nie zdradzać, o czym mowa. Czy w ten sposób chce Pani zwrócić większą uwagę na to, co się dzieje naprawdę? Książki mogą być wymyślone, niekoniecznie oparte na wydarzeniach autentycznych, jednak Pani zdecydowała się, aby mówić o trudnych rzeczach, które dzieją się obok nas, a my, zwykli ludzie, którzy nie jesteśmy w to zamieszani, nie możemy z tym nic zrobić.
Uważam, że o pewnych sprawach należy mówić głośno, bo milczenie to dawanie przyzwolenia na zło. Niektórzy czytelnicy co prawda twierdzą, że pisarz nie powinien ich poruszać, ponieważ nie każdy się zgadza z jego opinią, ja jednak mam na ten temat krańcowo różne zdanie. Jeśli będziemy pisać o przemocy wobec kobiet lub dzieci, o handlu kobietami, o pedofilii wśród kleru, o szerzącym się nacjonalizmie czy chęci sprowadzenia kobiet do roli inkubatorów, może sprawimy, że otworzą się oczy tym, którzy dotychczas mieli je zamknięte? Zaniechanie także bywa złem. Jestem kobietą po sześćdziesiątce i swoje walki już stoczyłam. Teraz mogę zrobić tylko tyle. A może aż tyle?
Słyszałem, że posiada Pani ogromną bibliotekę domową zawierającą 6300 tytułów. Mogłaby Pani wymienić kilka książek, do których Pani najchętniej wraca i dlaczego?
Nevil Shute – „Ostatni brzeg”, bo od tej książki zaczęła się moja miłość do fantastyki.
James Oliver Curwood – „Dolina Ludzi Milczących”, „Władca Skalnej Doliny”, „Najdziksze serca”, bo moja babcia pochodziła z Kanady i uwielbiałam czytać o miejscach, które znałam z jej opowieści.
Helena Sekuła – „Naszyjnik z hebanu”, „Orchidee z ulicy Szkarłatnej”, bo uważam Panią Helenę za prekursorkę polskiego kryminału z warstwą obyczajową.
Ross MacDonald – „Sprawa Galtona”, „Człowiek pogrzebany”, bo ukazuje dobitnie, że zbrodnia jest ściśle powiązana z codziennym życiem (czyli właśnie z warstwą obyczajową, tak często wykpiwaną przez miłośników „czystego” kryminału.
Nicholas Monsarrat – „Okrutne morze”, bo uważam tę książkę za najlepszą powieść wojenno-marynistyczną.
Norman Mailer – „Nadzy i martwi”, bo dla mnie jest największym antymilitarystycznym manifestem w literaturze i zarazem genialnym debiutem dwudziestopięcioletniego wówczas autora.
Gdy rozpoczęła Pani przygodę z pisaniem, miała Pani swojego guru, ulubionego autora książek, z którego pomysłów Pani czerpała?
Moimi guru nadal pozostają wymienieni wcześniej Helena Sekuła i Ross MacDonald, i mam nadzieję, że kiedyś im dorównam. Nigdy jednak nie czerpałam z ich pomysłów. Te zawsze są moje, rodzące się w wyobraźni pod wpływem jakiegoś przypadkiem ujrzanego miejsca, zaobserwowanego zdarzenia lub usłyszanych całkiem niewinnych słów.
Seria z Dionizą Remańską dobiegła końca na piątej części zatytułowanej „Śmiertelna dawka”. Kiedy Pani czytelnicy mogą spodziewać się nowości wydawniczych?
W styczniu ukazała się trzecia „Śmiertelna wyliczanka”, nosząca tytuł „Sam w dolinie”, a w maju zostanie wydana książka niezwiązana z żadnym cyklem. Nazwałam ją roboczo „Gasnące światło”. Również w maju, tym razem nakładem wydawnictwa Dlaczemu, ukaże się książka obyczajowa z wątkiem kryminalnym, której jestem współautorką wraz z Anią Kasiuk i Agnieszką Lis. Jesienią natomiast na rynku księgarskim pojawi się wspomniana wcześniej druga część „Północnej zmiany” o roboczym tytule „Kolekcjoner Dorot”.